Witam! Dzień dobry!
O dziwo jeszcze żyję, ale wracam tu po
chyba 2 letniej nieobecność aby dokończyć tą jakże cudowną fabułę, za którą 5
rok zabrać się nie mogę. Mój aktualny stan zdrowia pozwolił mi na kilkudniowy
odpoczynek, dlatego udało mi się w miarę szybko napisać ten rozdział. Ogólnie
zrobiłam małą korektę poprzednich, ale jeszcze czeka je duże przemeblowanie.
Też bardzo szybko chciałabym streścić klasę 1 oraz 2, bo one wniosą do tej
historii tyle, ile ja z liceum. Mam nadzieję, że nie rzucę tego po raz
milionowy i zachowa się tu jakaś systematyczność (chociaż z tym może być ciężko
przez moje ciągłe podróże). A teraz nie przedłużając zapraszam do czytania i
mam nadzieję, że zostaniecie tu dłużej.
Obudziwszy się około godziny 7 rano, przetarłam zaspane oczy i
popatrzyłam na zwiniętą w kłębek Brukselkę. Dzisiejszy dzień miał zapoczątkować
zupełnie nowy etap w moim życiu. Opuszczam normalny świat i udaję się do
Hogwartu, szkoły dla osób obdarzonych niezwykłą mocą taką jak moja. Była to dla
mnie wielka szansa nie tylko, aby odkryć skrywane od lat tajemnice mojego
pochodzenia, ale również, aby po raz pierwszy zaznać prawdziwej przyjaźni.
Wstałam z łóżka i od razu skierowałam się do łazienki
w celu wyszczotkowania zębów i doprowadzenia moich wiecznie roztrzepanych,
rudych włosów do ładu. Niestety była to walka z wiatrakami, moje kudły nie
chciały mnie słuchać i nawet magiczna szczotka nie dałaby sobie z nimi rady.
Nie można mieć wszystkiego.
Wyciągnęłam z kufra szaty, które pośpiesznie
założyłam na siebie. Przyglądnęłam się sobie w lustrze. Biała koszula,
grafitowa spódnica i podkolanówki idealnie dopełniała czarna długa peleryna
zarzucona na wierzch. Dalej nie mogłam uwierzyć, że dostałam od życia taką
szansę. Jeszcze wczoraj mieszkałam w sierocińcu, a dziś idę do szkoły magii i
czarodziejstwa. Ciekawe czy moi rodzice byliby ze mnie dumni. Czy pomogliby mi
wybrać różdżkę i razem ze mną z niecierpliwością oczekiwali listu informującego
o przyjęciu mnie do szkoły. Oboje poznali się w Hogwarcie, jednak ich historia
nie była dokładnie mi znana, wiedziałam jedynie jak zginęli. Chciałabym ich zobaczyć,
chociaż raz, dowiedzieć się czy przypominałam bardziej mamę, a może byłam
idealną kopią ojca. Myślenie o nich dalej sprawiało mi ogromny ból. Mimo, że niedane
było mi ich poznać to tęsknota była ogromna, nie miałam nikogo, zawsze byłam
zdana na siebie. Poczucie bezpieczeństwa i rodzicielskiej miłości było czymś,
czego pragnęłam najbardziej. Ciekawe czy jacykolwiek członkowie mojej rodziny
jeszcze żyją, a jeśli tak, to, czemu nie zostałam oddana pod ich opiekę. Tak
wiele pytań, a odpowiedzi brak. Wiedziałam jednak, że teraz miałam szansę, aby
dowiedzieć się wszystkiego.
Pozostawała sprawa mojej blizny. Odgarnęłam grzywkę i
przez chwilę wpatrywałam się w błyskawicę na moim czole. Profesor Dumbledore
wyjaśnił mi wczoraj jej pochodzenie. Jestem tą, która przeżyła, dzięki
poświęceniu mojej matki zaklęcie śmierci odbiło się od mnie jak od tarczy i
rozgromiło najpotężniejszego czarownika tamtych lat. Pamiątka po dniu, który
zniszczył moje życie, ale uratował wielu niewinnych ludzi z rąk Voldemorta i
jego ludzi. Moi rodzice musieli być niezwykłymi czarodziejami skoro temu,
którego imienia nie wolno wymawiać sam postanowił złożyć im wizytę. Ich odwaga
i poświęcenie ukazały jak potężna jest miłość, nawet w obliczu najgorszego, bo
to właśnie ona sprawia, że jesteśmy silniejsi i potrafimy przezwyciężyć każde
zło, a nawet śmierć.
Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, który
wybijał godzinę 8;15. Pośpiesznie zaczęłam wrzucać wszystkie swoje rzeczy do
kufra. Nie było ich zbyt wiele, dlatego nie zajęło mi to dużo czasu i pięć
minut później byłam już gotowa do wyjścia. Usiadłam na łóżku, a Brukselka
wskoczyła mi na kolana.
– Stresuje się – powiedziałam do kotki – boję się, co
będzie. Nie mam praktycznie pojęcia o tamtym świecie, wiem jedynie to, co udało
mi się wczoraj wyczytać. A, co jeśli nie uda mi się wpasować i po raz kolejny
zostanę wyrzutkiem?
– Nie zostaniesz – w tym momencie szybko odwróciłam głowę i
zobaczyłam profesora Dumbledora, który właśnie przekroczył próg drzwi –
Zapewniam cię, że krew, która płynie w twoich żyłach sprawi, że odnajdziesz się
nie tylko w Hogwarcie, ale także poza jego murami i dokonasz w przyszłości
wielkich rzeczy.
– Wierzy pan we mnie bardziej niż ja sama –powiedziałam do
staruszka, a on usiadł obok mnie na łóżku.
– Znałem twoich rodziców, więc nie mógłbym inaczej. Byli oni
niezwykłymi czarodziejami, o wielkiej odwadze, którzy kierowali się w życiu
miłością. Wiem, że miałaś ciężko, ale pamiętaj im bardziej ma się pod górkę,
tym piękniejsze będą później widoki. – Uśmiechnęłam się na te
słowa. – A teraz musimy się zbierać, bo chyba nie chcesz się spóźnić
na pociąg? – Zapytał, na co ja odpowiedziałam pokręceniem głowy.
Pośpiesznie wsadziłam Brukselkę do transportera, wzięłam bagaż i wymaszerowałam
z pokoju.
Po 10 minutach jazdy dojechaliśmy na stację kolejową King
Cross. Profesor Dumbledore wręczył mi mój bilet, któremu uważnie się
przyjrzałam.
– Jest pan pewien, że to dobry bilet? Nigdy nie słyszałam o
peronie 9 i 3/4, on istnieje?
– Owszem i jest przeznaczony tylko dla czarodziei. Mieści się
między 9 i 10 peronem. Aby się na niego dostać należy wbiec w kolumnę, która
się tam znajduję – na te słowa wytrzeszczyłam oczy. Moja podróż do
Hogwartu zapowiadała się jak na razie bardzo emocjonująco, możliwe nawet, że
złamie sobie nos przy spotkaniu ze ścianą podczas nieudolnej próby znalezienia
się na peronie.
– Zaprowadzi mnie tam pan? – Zapytałam.
– Niestety nie, mam do załatwienia kilka ważnych spraw, ale dasz
sobie radę. A teraz zmykaj, bo pociąg odjeżdża za 15 minut. – Na te
słowa pokiwałam głową, pożegnałam się ze staruszkiem i wbiegłam na stację.
Znalezienie peronu okazało się trudniejsze niż myślałam, jednakże w pewnym
momencie zobaczyłam znajomą mi twarz, poznanej dzień wcześniej czarownicy.
– Nancy! – Krzyknęłam, a blondynka odwróciła się i
zobaczywszy mnie pomachała mi radośnie ręką. Szybko podbiegłam do dziewczyny.
–
Cześć! Jak miło cię widzieć. Astoriu, poznaj moją siostrę Kirę! – Podałam
jej rękę, a ona ją uścisnęła. Kira w porównaniu do swojej bliźniaczki miała
ostrzejsze rysy twarzy i ciemniejsze włosy. Po krótkim przywitaniu ruszyłyśmy w
stronę peronu.
–
Już nie mogę się doczekać! Jak myślisz, do jakiego domu trafisz? Ja bym bardzo
chciała do Gryffindoru, jak większość naszej rodziny – powiedziała Nancy,
a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. W Magicznej historii Hogwartu udało
mi się wyczytać o czterech domach, które reprezentowały różne cechy charakteru.
Jednakże nie wiedziałam czy dane mi będzie zostać odważną i szczerą Gryfonką,
pracowitą Puchonką, mądrą i kreatywną Krukonką, a może moje miejsce znajdzie
się wśród sprytnych i ambitnych Ślizgonów.
–
Nie zastanawiałam się nad tym, kilka dni temu dowiedziałam się o tym, że jestem
czarownicą – poinformowałam koleżankę, która nagle popatrzyła się na
mnie.
–
Czyli jesteś mugolakiem? – Zapytała dziewczyna.
–
Mugolakiem? – Nie do końca wiedziałam, co oznacza to słowo, więc
wolałam się dowiedzieć jego znaczenia.
–
Osoba, która posiada magiczne moce, mimo, że jej rodzice nie są czarodziejami – wyjaśniła
spokojnie Kira.
– Moi rodzice byli
czarodziejami, jednak zostali zamordowani jak byłam niemowlakiem, a ja trafiłam
do sierocińca w Londynie.
– Naprawdę mi przykro As – powiedziała
Nancy, a ja tylko skierowałam w jej stronę słaby uśmiech. Nim się obejrzałyśmy
byłyśmy już pomiędzy 9 a 10 peronem.
– Gotowa? – Zapytała
Kira, na co ja lekko pokiwałam głową. Jedna z bliźniaczek ruszyła w stronę
muru, po chwili całkowicie za nim znikając. Wytrzeszczyłam oczy. Popchnęłam
swój wózek i zaczęłam biec. Byłam pewna, że zaraz mój nos będzie krwawił, a ja
będę się zwijać z bólu na ziemi, jednakże tak się nie stało. Przed ścianą
zamknęłam oczy i nim się obejrzałam znalazłam się na ruchliwym peronie.
Rozglądnęłam się wokół i zobaczyłam wiele czarodziejów, którzy żegnali się ze
swoimi pociechami wyruszającymi do Hogwartu. Panowało tu ogromne zamieszanie,
co chwila słyszałam skierowane w moją stronę słowo przepraszam, z
powodu nadepnięcia na stopę, albo lekkie uderzenie wózkiem z bagażami. Szybko
odnalazłam Nancy i razem poczekałyśmy na Kirę, która chwilę później pojawiła
się na peronie.
– Tu jest niezwykle – powiedziałam
i coraz bardziej przyglądałam się każdemu przechodniowi.
– Wiem, że najchętniej stałabyś
tu i podziwiała, ale jak w tym momencie nie wsiądziemy do pociągu to ruszy on
bez nas – na słowa blondynki szybko się otrząsnęłam i ile nam sił w
nogach ruszyłyśmy w stronę torów. Udało nam się również znaleźć konduktora,
któremu przekazałyśmy walizki, po czym weszłyśmy do pociągu, w którym panowała
ciasnota. Przeciskałyśmy się przez kolejne wagonu, w poszukiwaniu wolnych
miejsc w przedziale. Przez chwilę naszły mnie myśli, że może jednak całą podróż
spędzimy na korytarzu, ale moje obawy rozwiała Nancy, która zawołała nas, że
udało jej się znaleźć miejsca dla nas. Pośpiesznie weszłyśmy do przedziału
zamykając za sobą drzwi. W przedziale siedziało już dwie osoby, wysoki chłopak
o czarnych włosach oraz niskiego wzrostu blondynka.
– Cześć jestem Nancy Denham, a
to moja siostra bliźniaczka Kira i koleżanka Astoria – przedstawiła
nas Nancy, na co my lekko pomachałyśmy do nowo poznanej dwójki.
– Nathaniel Russell, miło was
poznać – chłopak skierował w naszym kierunku serdeczny uśmiech.
– Eleanor Fletcher. Cieszę się,
że będę miała możliwość spędzenia podróży z jakimiś dziewczynami, bo byłam
pewna, że przez całą drogę będę skazana tylko na Nate'a – powiedziała
czarownica.
– Już nie przesadzaj
kuzyneczko, że tak bardzo przeszkadza ci moje towarzystwo – zażartował
Nate, na co my wybuchłyśmy śmiechem – Wy też jesteście na pierwszym
roku? – Na to pytanie we trzy odpowiedziałyśmy szybkie tak i
rozsiadłyśmy się na miejscach.
– Myślicie, że mogę wypuścić
tutaj Brukselkę? – Zapytałam, wskazując na transporter postawiony na
ziemi.
– Raczej nie powinno być z tym
problemu. Kiedy moja starsza siostra opowiadała mi o jej pierwszej podróży do
Hogwartu mówiła, że wszędzie biegały różnego rodzaju zwierzęta – po
słowach Eleanor pośpiesznie otworzyłam drzwiczki, a moja ruda kicia wyszła i
zaczęła rozglądać się, szukając zapewne idealnego miejsca do spania.
– Mam pytanie, dlaczego
nazwałaś kota Brukselka? To nie ludzkie – dopytał się chłopak.
– Uznałam, że może jak nazwę
tak kota to chodź odrobinę zmieni się moje podejście do tego warzywa – na
moją odpowiedź cały przedział wybuchł śmiechem. Zapowiadała się ciekawa
podróż.
Jechaliśmy już
ponad dobre trzy godziny, a buzie nam się nie zamykały. Moi nowo poznani
znajomi starali się jak najlepiej wprowadzić mnie w świat magii, opowiadając
przeróżne historie. Eleanor powołując się na historie swojej starszej siostry
bardzo przybliżyła mi Hogwart. Wspominała o wielu fascynujących przedmiotach i
sama mówiła, że okropnie nie może doczekać się pierwszej lekcji eliksirów. Nie
obyło się również pytań, o jak oni to nazywają świat Mugoli. Opowiedziałam
im jak wygląda szkoła w normalnym świecie oraz wiele różnych ciekawostek.
Wszyscy słuchali mnie z wielkim zainteresowaniem.
– Niesamowite, że mugole
potrafią kontaktować się pomocą tych dziwnych urządzeń tale... tyle... Jak one
się nazywały? – Zaczął się jąkać Nate.
– Telefonów – podpowiedziałam
koledze.
– O właśnie! Telefonów! Musisz
mi więcej opowiedzieć o tych wynalazkach! – Widać było, że chłopaka bardzo
zainteresował poza magiczny świat. Miał już zadawać mi kolejne pytanie, kiedy
nagle drzwi od naszego przedziału się otworzyły i stanęła w nich staruszka z
wózkiem pełnym łakoci.
– Coś podać kochanieńcy? –
Zapytała, a wszyscy rzucili się w jej stronę.
– Musisz spróbować czekoladowej
żaby i fasolek wszystkich smaków – Kira zauważyła, że kompletnie nie
miałam pojęcia, co wziąć, bo pierwszy raz miałam do czynienia ze słodyczami
czarodziei. Posłałam w jej stronę uśmiech wdzięczności i podeszłam do staruszki
składając zamówienie.
– Poproszę 5 galeonów –
podałam kobiecie pieniądze, a ona wręczyła mi czekoladową żabę i 2 opakowania
fasolek wszystkich smaków.
– Jestem ciekawa, na kogo
trafię tym razem – Eleanor odpakowała swoją żabę, po czym ta wyskoczyła z
pudełka. Wytrzeszczyłam oczy, na co wszyscy się zaśmiali. Dziewczyna po chwili
wyjęła kartę.
– Po raz kolejny Dumbledore! To
już czwarty w mojej kolekcji! – Prychnęła Fletcher.
– W każdej żabie znajduję się
karta z jakimś niezwykłym czarodziejem – poinformowała mnie Kira, która z
całego towarzystwa była najbardziej spokojna. Otworzyłam swój przysmak,
poczekałam aż zwierzątko wyskoczy i wyjęłam swoją kartę.
– Kim jest Miranda Goshawk? –
Zapytałam.
– Autorka serii
podręczników Standardowa księga zaklęć, będziemy z niej
korzystać w Hogwarcie – poinformowała mnie Nancy. Popatrzyłam na staruszkę
ukazaną na zdjęciu, które ku mojemu zdziwieniu było ruchome. Tyle jeszcze muszę
się dowiedzieć o świecie magii.
– Spróbujmy fasolek wszystkich
smaków! – Dał propozycję Nate, na którego kolanach ułożyła się Brukselka.
Otworzył opakowanie i wręczył każdemu po fasolce. Wszyscy wepchnęli smakołyki
do buzi.
– Truskawka! – Krzyknęła
szczęśliwa Eleanor. Nancy niestety nie trafiła aż tak dobrze, bo przez kolejne
pięć minut starała się pozbyć smaku chrzanu z buzi. Kirze udało się wylosować
fasolkę brzoskwiniową, a Nathanielowi bananową. Przyszła moja kolej. Troszkę
się bałam, na co mogę trafić, bo z tego, co mi powiedzieli mogę trafić na każdy
możliwy smak na świecie. Powoli włożyłam fasolkę do ust i rozgryzłam. Szybko
się skrzywiłam. O ironio! Ze wszystkich możliwych smaków, trafiłam właśnie na
brukselkę.
– Stwierdzam, że nazwanie kota
w niczym nie pomogło, a to piekielne warzywo nadal pozostaje moim wrogiem numer
jeden – wszystkich widocznie rozbawiło moje wyznanie, bo nie mogli powstrzymać
śmiechu. Nawet spokojna Kira była bliska płaczu.
Z każdą kolejną
godziną coraz bardziej zbliżaliśmy się do końca naszej podróży. Kiedy słońce
zaszło za chmurami, a mrok ogarnął niebo postanowiliśmy przespać się chwilę,
żeby podczas rozpoczęcia być w pełni sił. Oparłam swoją głowę o okno, a w mojej
głowie pojawiło się tysiące myśli na raz. Pierwszy raz czułam się szczęśliwa.
Poznałam osoby, których może nawet w najbliższym czasie będę mogła nazwać
przyjaciółmi. Na razie nie podzieliłam się z nimi historią moich rodziców i
blizną, uznałam, że i na to przyjdzie pora. Rozmyślałam dopóki nie zmorzył mnie
sen.
Poczułam, że ktoś
lekko trąca mnie w ramię. Otworzyłam, więc zaspane oczy, aby zobaczyć, że moim
oprawcą była Nancy.
– Za dziesięć minut będziemy na
miejscu – poinformowała mnie, na co ja głośno ziewnęłam. Zaczęliśmy
zbierać swoje rzeczy oraz sprzątać wszystkie papierki, które pozostawiliśmy na
ziemi. Brukselkę, która nadal leżała na nogach Nathaniela schowałam do
transportera. Pociąg stanął a my powoli zaczęliśmy opuszczać nasz przedział. Na
korytarzu było okropnie tłoczno, każdy chciał jak najszybciej opuścić pojazd.
Po kilku minutach udało nam się zaczerpnąć świeżego powietrza. Konduktorzy
chodzili we wszystkie strony zabierając od uczniów ich bagaże. Przekazałam
jednemu z nich transporter z Brukselką i razem z Kirą poszłyśmy szukać jej
bliźniczki, która zgubiła się w tłumie. Przeciskałyśmy się między uczniami,
kiedy zauważyłyśmy Nancy w towarzystwie Nate i Eleanor stojących obok olbrzyma,
którego widziałam podczas mojej wizyty w Dziurawym Kotle.
– Pierwszoroczniacy do mnie! – Krzyknął
mężczyzna. Stanęłam obok znajomych i czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji. W
pewnym momencie zobaczyłam w tłumie blondyna, który złapał mnie w Esach
i Floresach. Draco Malfoy. Stał z dwoma masywnymi chłopakami.
– No dalej, za mną... Są gdzieś
jeszcze jacyś pierwszoroczni? Za mną! – Polecił olbrzym, a my
ruszyliśmy za nim. Ścieżka, którą szliśmy była wąska i bardzo śliska, a
otaczająca ciemność nie pomagała, aby ustać stabilnie na nogach i nie wylądować
na tyłku. Po chwili znaleźliśmy się na skraju ogromnego jeziora. Widok,
który zobaczyłam przed sobą sprawił, że zaparło mi dech w piersiach. Ogromny
zamek na skale prezentował się lepiej niż na zdjęciach, wyglądał po prostu
magicznie.
– Po cztery osoby do łodzi! – Wykonaliśmy
polecenie mężczyzny i po chwili wraz z bliźniaczkami i Eleanor wpakowałyśmy się
do łodzi. Nate powiedział, żebyśmy płynęły razem a na miejscu jakoś się
odnajdziemy.
– Jak tu niesamowicie – powiedziała
zapatrzona w zamek Kira. W jej oczach skakały radosne ogniki. Była cichsza od
siostry, jednakże w tym momencie jakby mogła skoczyłaby z radości.
W pewnym momencie
wpłynęliśmy w tunel, który jak wywnioskowałam znajdował się pod zamkiem.
Dotarłyśmy na miejsce, jako jedne z ostatnich, szybko wygramoliłyśmy się z
łódki i dołączyłyśmy do grupy. Olbrzym ruszył ku znajdującej się nieopodal
bramie, w którą uderzył trzykrotnie.
Bramę otworzyła
wysoka czarownica ubrana w szmaragdowozieloną szatę.
– Oto pani profesor McGonagall – przedstawił
kobietę olbrzym. Profesor poleciła nam iść za nią i przed wszystkim nie oddalać
się od reszty. Szliśmy kamienną posadzką a z dala można było słyszeć głośne
rozmowy (zapewne starszych uczniów Hogwartu). McGonagall zaprowadziła nas do
pustej komnaty gdzie uroczyście powitała nas w Hogwarcie i dokonała małego
wprowadzenia. Poinformowała nas o miejscach, w których będziemy spać, domach i
punktach, które możemy zdobyć, ale również stracić. Dała nam również chwilę czasu
na przygotowanie się do ceremonii przydziału. Nagle wszyscy odwrócili głowy, a
kilka osób wrzasnęło ze strachu. Ze ściany wyleciało kilka zjaw, które zaczęły
szybować po komnacie.
– Duchy Hogwartu – Kira
po raz kolejny uratowała mój brak wiedzy na temat świata czarów. To było
niezwykłe. Po raz pierwszy przeszły mnie myśli, że to wszystko, co się teraz
dzieje to sen, a ja zaraz obudzę się w moim łóżku w sierocińcu. Wpatrywałam się
zachwycona w duchy, które po zobaczeniu nas zaczęły prowadzić dyskusję.
Profesor
McGonagall wróciła i kazała nam stanąć w rzędzie i iść za nią. Przekroczywszy
ogromne drzwi, ukazał się nam oszałamiający widok. Cztery stoły były zastawione
w złote naczynia, a nad nimi unosiło się tysiące świec. U szczytu stał jeszcze
jeden stół, przy, którym zasiadali nauczyciele. Zauważyłam przy nim profesora
Dumbledora. Kiedy doszliśmy do końca, kobieta poleciła nam ustawić się twarzami
do reszty uczniów, po czym postawiła przed nami stołek, na którym leżała stara
tiara. Nagle tiara drgnęła, szew w pobliży krawędzi rozpruł się, po czym ta
zaczęła śpiewać. Po zakończeniu cała sala nagrodziła kapelusz oklaskami, a
profesor McGonagall wyszła na środek z pergaminem w ręku.
– Po wyczytaniu waszego
nazwiska proszę abyście usiedli na stołku i nałożyli tiarę na głowę. Nathaniel
Russell – poznany wcześniej kolega szybkim krokiem ruszył przed
siebie i założył tiarę na głowę.
– GRYFFINDOR! – Wykrzyczała
tiara, a na sali rozbrzmiały oklaski. Chłopak podszedł do stołu Gryfnów gdzie z
tego, co zauważyłam został ciepło powitany. Po nim zostało wyczytane parę
dziewczyn oraz chłopaków. Czekałam z niecierpliwością na swoją kolej.
– Nancy Dunham – wywołana
szybko usiadła na stołku.
– GRYFFINDOR!
Na ustach blondynki pojawił się
wieki uśmiech i ile jej sił w nogach pobiegła zająć miejsce obok Nate'a. Jako
następna została wyczytana Kira.
– Trudna decyzja, trudna... – Mówiła
tiara – SLYTHERIN! – Brunetka podeszła do stołu Ślizgonów.
Zerknęłam na Nancy, na której twarzy pojawiło się zdziwienie.
Eleanor udało się
trafić do Ravenclaw, po czym uradowana poszła poznać nowych kolegów. Nie
zostało już wiele osób czekających na przydział. Byłam już trochę
zniecierpliwiona, kiedy nagle profesorka wyczytała moje nazwisko. Cała sala
umilkła, a ja nie wiedziałam, dlaczego. Wszystkie oczy były skierowane w moją
stronę. Kiedy szłam w stronę krzesła Dumbledore posłał mi uśmiech, który miał
dodać mi otuchy. Usiadłam i założyłam tiarę na głowę.
– Panna Potter, nikt się nie
spodziewał cię tutaj zobaczyć. Zaginione dziecko. – Nie wiedziałam,
co miała na myśli, czułam się zdezorientowana – Twoi rodzice byli w
Gryfindorze, jednak tutaj mam wątpliwości. A może by tak Slytherin? Albo
Ravenclaw? Mam dylemat, jednak wyczuwam w tobie coś, co sprawia, że wybieram...
GRYFFINDOR! – Wykrzyczała tiara, a Gryfoni zaczęli klaskać i
wiwatować. Nic z tego nie rozumiałam, czułam, że profesor nie powiedział mi
wszystkiego. Kierując się w stronę stołu zauważyłam, że ludzie patrzą w moją
stronę i szepczą.
Zajęłam miejsce
obok Nancy i Nathaniela.
– Czemu wcześniej nie
zdradziłaś swojego nazwiska? – Zapytała blondynka, jednakże nie było
dane mi odpowiedzieć, ponieważ nagle usłyszałam głos profesor McGonagall.
– Harry Potter – wytrzeszczyłam
oczy. To ten sam chłopak, którego widziałam w barze, o którego pytałam
Dumbledora. Nie powiedział mi, kim jest, a teraz już wiedziałam, dlaczego.
Miałam totalny zamęt w głowie, dopiero teraz zauważyłam na jego czole taką samą
błyskawicę. To wszystko nie miało sensu. Jeśli miałabym brata, dlaczego
staruszek nie poinformował mnie wcześniej? Nie wiedziałam, co robić, byłam
rozdarta. Popatrzyłam w stronę Harry'ego,
chłopak siedział na stołku i szeptał. Przez doznany przed chwilą szok
niestety nie udało mi się usłyszeć pierwszych słów tiary skierowanych do niego.
– Nie do Slytherinu? – Zapytała
czapka – Jesteś pewny? Mógłbyś być kimś wielkim, ale skoro jesteś
taki pewny, to niech będzie... GRYFFINDOR! – Ponownie wzniosły się
okrzyki, a mi zrobiło się duszno.
– As? Wszystko w porządku? – Zapytał
Nate, a ja pokręciłam głową.
– Nic nie jest w porządku. Do
teraz nie miałam pojęcia, że ktokolwiek z mojej rodziny żyję, a co dopiero, że
mam brata – powiedziałam lekko załamanym głosem.
– Jakbyśmy znali twoje nazwisko
wcześniej to dowiedziałabyś się tego wcześniej – do rozmowy
dołączyła Nancy, w której oczach malowało się zmartwienie.
– Wiedzieliście?
– Każdy słyszał o tragicznej
historii Lily i Jamesa Potterów, oraz ich dzieci, którzy przeżyli, mimo, że nie
powinni.
– Ale dlaczego tiara nazwała
mnie zaginionym dzieckiem?
– Rodzice mi opowiadali, że po
przybyciu na miejsce w kołysce leżało tylko jedno dziecko, a po drugim zaginął
ślad. Było jednak pewne, że zostało zabrane po napaści Tego, którego imienia
nie można wymawiać – po słowach Nate'a, łzy napłynęły mi do oczu.
Cały mój świat zawirował, wszyscy znali moje imię, wiedzieli więcej niż ja.
Dumbledore powiedział, że dowiem się wszystkiego we właściwym czasie, który
nadszedł najwidoczniej teraz.
– Wszystko się ułoży, zobaczysz – powiedziawszy
to Nancy przytuliła mnie do siebie. Byłam jej za to okropnie wdzięczna.
Oderwawszy się od koleżanki poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam głowę i
zobaczyłam parę zielonych oczu wpatrujących się w moim kierunku.
Resztę uczty
spędziłam w ciszy. Na koniec, kiedy wszystkie dania zniknęły przemówił profesor
Dumbledore informujący, że prefekci odprowadzą nas do dormitoriów.
Wyszliśmy z
wielkiej sali i schodami skierowaliśmy się na górę. Nie mogłam się skupić na
słowach prefekta, za dużo myśli chodziło mi po głowie. Spojrzałam w stronę
Harry'ego, który szedł w towarzystwie rudego chłopaka, nie miałam odwagi do niego
podejść. Chciałam bardzo porozmawiać z dyrektorem szkoły i dowiedzieć się
wszystkiego. W pewnym momencie stanęliśmy przed wielkim obrazem masywnej kobiety.
– Oto wejście do naszego
dormitorium, którego strzeże Gruba Dama. Aby dostać się do środka należy
wypowiedzieć hasło, które jest regularnie zmieniane. Caput draconis – Obraz
się odsunął, a wszyscy weszliśmy do środka.
– Witajcie w pokoju wspólnym!
Tymi schodami możecie dostać się do dormitoriów. Chłopcy śpią po lewej,
dziewczęta po prawej. Wasze walizki już na was czekają – powiedziawszy
to prefekt zostawił nas samych, a ja rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Ściany
były pomalowane na czerwono, a na nich znajdowały się gobeliny. Moją uwagę
przykuł kominek, oraz znajdujące się wokół niego fotele. Znajdowało się tu
również wiele stolików. Pokój robił wrażenie przytulnego.
– Idziemy znaleźć swój pokój? – Zapytała
Nancy, a ja pokiwałam głową. Wspięłyśmy się po schodach i skierowałyśmy na
prawo. Na jednych z drzwi zauważyłyśmy swoje nazwiska. Weszłyśmy do środka,
gdzie znajdowało się jeszcze dwie inne dziewczyny.
– Cześć! Jestem Nancy, a to
jest As... – Zaczęła nas przedstawiać blondynka, jednak jedna z
czarownic weszła jej w słowo.
– Astoria Potter. Każdy wie,
kim ona jest – przyznam szczerze, że poczułam się ogromnie
niezręcznie. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do swojego łóżka w celu
wypuszczenia Brukselki. Udało mi się również usłyszeć imiona moich
współlokatorek: Angela oraz Hermiona. Ta druga dziwnie wpatrywała się w moim
kierunku.
Po rozpakowaniu
swoich rzeczy postanowiłam udać się do pokoju wspólnego. Zeszłam po schodach i
udałam się w stronę foteli. Nagle poczułam, czyjąś rękę na moim ramieniu.
Pośpiesznie się odwróciłam i zdałam sobie sprawę, że stoję twarzą w twarz z
Harrym.
– Cześć... – Powiedział
niepewnie, a ja nie byłam w stanie nic z siebie wykrztusić – Ty też o
niczym nie wiedziałaś? – Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jesteśmy do
siebie podobni, różnił nas jedynie kolor oczu i włosów.
– Nic nie wiedziałam –
tylko tyle udało mi się odpowiedzieć. Widać było, że dla niego to też nie jest
łatwe. Nie wiedzieliśmy, co powiedzieć, więc po prostu wpatrywaliśmy się w
siebie. Przez tyle lat byłam pewna, że jestem sama, a teraz stoi przed mną mój
brat bliźniak. Po raz kolejny życie pokazało, jakie jest nieobliczalne. W końcu
chłopak przerwał panującą między nami ciszę.
– Czy ty też masz? – Zapytał
niepewnie i pokazał bliznę na swoim czole. W odpowiedzi odsunęłam grzywkę
ukazując błyskawicę. Znalazłam się w okropnie trudnej sytuacji, jednak w pewnym
momencie dotarła do mnie bardzo ważna rzecz. To mój brat, prawdopodobnie jedyna
rodzina (chyba, że za chwilę dowiem się, że mam jeszcze trzy siostry, babcię i
całą zgraję kuzynów), powinnam postarać się go poznać. Zawsze marzyłam o
bliskich, a los chyba właśnie wysłuchał mojego błagania.
– Co teraz
zrobimy? – Zapytałam.
– Nie wiem, najlepiej
będzie jak porozmawiamy z kimś, kto będzie mógł nam to wszystko wyjaśnić. Z
Dumbledorem albo Hagridem.
– Hagridem? – Nie
miała pojęcia, o kim mówi Harry.
– Ten olbrzym, który
odprowadził nas do zamku. To on odebrał mnie od wujostwa parę dni temu i powiedział,
kim jestem, więc na pewno będzie wiedział coś więcej – czy ja się
przesłyszałam. Jednak okazuje się, że moja rodzina jest większa niż
myślę.
– Wujostwa? Istnieje
jeszcze ktoś bliski, o kim nie mam pojęcia? – W moim głosie można
było wyczuć lekkie poirytowanie.
– Od śmierci rodziców
mieszkałem u siostry naszej mamy, jej męża i ich syna. Jeśli to, cię pocieszy
to od lat traktowali mnie jak kogoś obcego. Nie otrzymałem od nich miłości, a
wręcz jestem przekonany, że mnie nienawidzili, byłem dla nich kulą u nogi. A ty
gdzie mieszkałaś?
– W sierocińcu – nie
odpowiedziałam nic więcej, ostatnie, na, co miałam ochotę to opowiadanie o moim
koszmarnym dzieciństwie.
– Mam pomysł, jutro wybierzemy
się do Hagrida, może wtedy dowiemy się całej prawdy – zaproponował,
na co ja się zgodziłam. Z moich ust wydobyło się ziewnięcie. Cały dzisiejszy
dzień sprawił, że teraz konałam z nóg. Marzyłam tylko by przykryć się ciepłą
kołdrą i wyruszyć do krainy snów. Pożegnałam się z Harrym i ruszyłam w stronę
mojego dormitorium. Wyjęłam z kufra piżamę i postanowiłam wziąć szybką kąpiel.
Wróciwszy do pokoju zauważyłam, że Nancy siedzi przy oknie, a wyraz jej twarzy
wyrażał smutek.
– Co się dzieję? – Zapytałam.
Blondynka popatrzyła się na mnie i westchnęła głęboko. Najwidoczniej spanie
musiało zaczekać.
– Cały czas myślę o Kirze,
przeraża mnie fakt, że trafiła do Slytherinu. Trafiają tam osoby pokroju
Malfoya, myślisz, że gdzie Sam wiesz, kto zwerbował ludzi. Ślizgoni od lat
mieszają ręce w czarnej magii. Martwię się o nią.
– Znasz Kirę jak nikt inny, to
twoja siostra, więc powinnaś wiedzieć, że jest silna i nie da sobą tak łatwo
zmanipulować. To nie inni decydują o tym, jakimi ludźmi się staniemy, lecz my
sami. Od nas zależy, którą drogą pójdziemy – na moje słowa czarownica
lekko się uśmiechnęła i mocno mnie przytuliła.
– Dziękuje
As – wyszeptała cicho. Nie chciałam jej zostawiać z tym samej, w
końcu prawdziwych przyjaciół poznaję się w biedzie.
– Rozmawiałam z
Harrym – poinformowałam dziewczynę, kiedy ta oderwała się od mnie.
Popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Pokrótce streściłam jej przebieg rozmowy
z chłopakiem.
– To wszystko jest tak
skomplikowane, ale może akurat jutro uda wam się czegoś dowiedzieć. Miejmy
nadzieję, że Hagrid zdradzi całą tajemnicę związaną z twoim
zniknięciem – zgodziłam się ze słowami blondynki.
– Jestem jeszcze ciekawa
jednego, jeżeli wcześniej udało im się mnie odnaleźć, dlaczego od razu nie
zabrali mnie ze sierocińca i nie powiedzieli prawdy – dziewczyna nie
wiedziała, co odpowiedzieć. Każdy znał historię bliźniąt, które przeżyły zaklęcie
niewybaczalne i jakimś cudem pokonały najgorszego czarnoksiężnika tamtych
czasów, jednak były w tym wszystkim luki, które ja zamierzałam odgadnąć.
Posiedziałyśmy z
Nancy jeszcze chwilę, dopóki zmęczenie nie zaczęło nad nami wygrywać.
Rzuciłyśmy szybkie dobranoc i wskoczyłyśmy do swoich łóżek. Otuliłam się
kołdrą, a Brukselka wtuliła się w mój bok. Zamknęłam oczy, a po chwili zmorzył
mnie sen.
Tak oto prezentuje się najdłuższy napisany przez mnie rozdział. Pochwalę się, że zajął on 11 stron w Wordzie! Ogólnie mam nadzieję, że wam się spodobał. Jak na razie myślę sobie, że 2-3 odwołujące się do klasy I powinny wystarczyć. Chciałabym już bardzo uczepić się właściwej fabuły, ale trzeba przebrnąć przez te pierwsze rozdziały. Jeśli rozdział wam się podobał komentujcie, oraz obserwujcie bloga aby nie przegapić kolejnych. Zapraszam również na mojego wattpada: obrienismybitch, na którym również ta historia jest publikowana.
Całuski,
As.