sobota, 11 lutego 2017

Prolog

     Siedziałam samotnie na tyłach sierocińca, wpatrując się w niebo. Często tu przesiadywałam i rozmyślałam o rodzicach. Od ich śmierci minęło 10 lat, a mi nawet nie było dane poznać ich imion, nie znałam nawet własnego nazwiska. Przyciągnęłam kolana do siebie, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Moim największym marzeniem było posiadanie przy sobie ludzi, którzy darzyliby mnie bezgraniczną miłością i byliby w stanie poświęcić za mnie wszystko, nawet własne życie. Wiedziałam jednak, że to nie możliwe. Byłam świadoma, że nigdy nie będzie dane zaznać mi matczynej miłości i troski ojca. 
  Inne dzieciaki mieszkające w placówce dokuczały mi od czasów przedszkolnych. Na każdym kroku stroiły sobie ze mnie żarty, a nawet nieraz uciekały się do przemocy. Już dawno pogodziłam się ze swoim losem, że nigdy nie zaznam tego, czego pragnęłam najbardziej. 
   Dochodziła godzina 16, kiedy usłyszałam za sobą głos opiekunki.
– Mogłabym cię na chwilę prosić ze sobą? – Zapytała, na co ja przytaknęłam i ruszyłam za kobietą. Zatrzymałyśmy się obok gabinetu dyrektora.
– Wejdź do środka – powiedziała. Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg pomieszczenia. W środku zobaczyłam panią Collins popijającą herbatkę z mężczyzną, który wyglądał, na co najmniej 90 lat. 
– Dzień dobry – powiedziałam, a dwoje dorosłych ludzi popatrzyło się w moim kierunku. 
– Witaj, Astorio. Proszę, usiądź koło nas, chciałabym ci kogoś przedstawić - usiadłam na fotelu znajdującym się nieopodal biurka pani Collins.
– Oto pan Albusa Dumbledore. Jest on dyrektorem jednej z najlepszych szkockich szkół. Pan Albus bardzo chciałby zaadoptować dziecko, żeby wychować je na przyszłego dziedzica jego majątku i na twoje szczęście, wybór padł na ciebie. – Popatrzyłam na dyrektorkę, a następnie na starszego pana. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
– Na...Na..Na mnie? – Zapytałam zdziwiona, a Albus przytaknął.
– Idź z panią Harris, ona pomoże ci się spakować, a my zajmiemy się sprawami papierkowymi – byłam w ogromnym szoku. Może jednak mój los się odmieni i jednak nie jestem skazana na porażkę. Dostałam od życie szansę i nie zamierzałam jej zmarnować.
   Po spakowaniu całego swojego dobytku, zeszłam na dół i czekałam, aż pan Albus Dumbledore wyjdzie z gabinetu dyrektorki. Stałam już 20 minut, a przez myśl przeszło mi, że miły, starszy pan mógł się rozmyślić w sprawie adopcji. Jednak po chwili zobaczyłam jak drzwi się otwierają, a Albus i pani Collins podają sobie dłonie.
– Wszystkiego dobrego w nowej rodzinie, Astorio! – Wychowawczyni przytuliła mnie na pożegnanie, a na mojej twarzy pierwszy raz od dłuższego czasu pojawił się uśmiech. Staruszek wziął moją torbę, po czym wyszliśmy  z budynku na ruchliwą ulice. Po raz ostatni  popatrzyłam się na sierociniec i w tym momencie zakończyła się najgorsza przygoda mojego życia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz