Siedziałam
samotnie na tyłach sierocińca, wpatrując się w niebo. Często tu przesiadywałam
i rozmyślałam o rodzicach. Od ich śmierci minęło 10 lat, a mi nawet nie było
dane poznać ich imion, nie znałam nawet własnego nazwiska. Przyciągnęłam kolana
do siebie, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Moim największym
marzeniem było posiadanie przy sobie ludzi, którzy darzyliby mnie bezgraniczną
miłością i byliby w stanie poświęcić za mnie wszystko, nawet własne życie.
Wiedziałam jednak, że to nie możliwe. Byłam świadoma, że nigdy nie będzie dane
zaznać mi matczynej miłości i troski ojca.
Inne dzieciaki
mieszkające w placówce dokuczały mi od czasów przedszkolnych. Na każdym kroku
stroiły sobie ze mnie żarty, a nawet nieraz uciekały się do przemocy. Już dawno
pogodziłam się ze swoim losem, że nigdy nie zaznam tego, czego pragnęłam
najbardziej.
Dochodziła godzina
16, kiedy usłyszałam za sobą głos opiekunki.
– Mogłabym cię na chwilę prosić
ze sobą? – Zapytała, na co ja przytaknęłam i ruszyłam za kobietą. Zatrzymałyśmy
się obok gabinetu dyrektora.
– Wejdź do środka –
powiedziała. Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg pomieszczenia. W środku
zobaczyłam panią Collins popijającą herbatkę z mężczyzną, który wyglądał, na co
najmniej 90 lat.
– Dzień dobry – powiedziałam, a
dwoje dorosłych ludzi popatrzyło się w moim kierunku.
– Witaj, Astorio. Proszę,
usiądź koło nas, chciałabym ci kogoś przedstawić - usiadłam na fotelu
znajdującym się nieopodal biurka pani Collins.
– Oto pan Albusa Dumbledore.
Jest on dyrektorem jednej z najlepszych szkockich szkół. Pan Albus bardzo
chciałby zaadoptować dziecko, żeby wychować je na przyszłego dziedzica jego
majątku i na twoje szczęście, wybór padł na ciebie. – Popatrzyłam na
dyrektorkę, a następnie na starszego pana. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje
się naprawdę.
– Na...Na..Na mnie? – Zapytałam
zdziwiona, a Albus przytaknął.
– Idź z panią Harris, ona
pomoże ci się spakować, a my zajmiemy się sprawami papierkowymi – byłam w
ogromnym szoku. Może jednak mój los się odmieni i jednak nie jestem skazana na
porażkę. Dostałam od życie szansę i nie zamierzałam jej zmarnować.
Po spakowaniu
całego swojego dobytku, zeszłam na dół i czekałam, aż pan Albus Dumbledore
wyjdzie z gabinetu dyrektorki. Stałam już 20 minut, a przez myśl przeszło mi,
że miły, starszy pan mógł się rozmyślić w sprawie adopcji. Jednak po chwili
zobaczyłam jak drzwi się otwierają, a Albus i pani Collins podają sobie dłonie.
– Wszystkiego dobrego w nowej
rodzinie, Astorio! – Wychowawczyni przytuliła mnie na pożegnanie, a na mojej
twarzy pierwszy raz od dłuższego czasu pojawił się uśmiech. Staruszek wziął
moją torbę, po czym wyszliśmy z budynku na ruchliwą ulice. Po raz
ostatni popatrzyłam się na sierociniec i w tym momencie zakończyła się
najgorsza przygoda mojego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz