piątek, 9 lutego 2018

2. Ulica pokątna


– Gdzie dokładnie idziemy? – Zapytałam.
– Na ulicę przeznaczoną jedynie dla czarodziejów, znajdziemy tam wszystkie potrzebne rzeczy. Jutro rozpoczyna się rok szkolny, musimy zakupić różdżkę, szaty oraz podręczniki – nagle zauważyłam, że uliczka, którą podążaliśmy okazała się ślepym zaułkiem.
– Jest pan pewny, że dobrze poszliśmy?
– Jak najbardziej– odpowiedział, po czym wyjął różdżkę z kieszeni i zaczął nią jeździć po kamiennej ścianie, mówiąc przy tym niezrozumiałe dla mnie słowa. W pewnym momencie mur zaczął powoli znikać, a za nim ukazała się tętniąca życiem ulica. W życiu nie widziałam czegoś bardziej zaskakującego.
– Witaj na Pokątnej, Astorio Potter –powiedział Dumbledore, na co uśmiechnęłam się szeroko, a iskry zaczęły tańczyć w moich oczach. 
– Przydałaby ci się różdżka, za rogiem znajdziesz sklep z nimi. Udaj się tam, a ja dołączę do ciebie za chwilę i pamiętaj, nie zdradzaj nikomu swojego nazwiska – profesor ruszył w przeciwnym kierunku, a ja stałam jeszcze chwilę wpatrując się w przechodniów, po czym wmieszałam się w tłum i ruszyłam do miejsca wskazanego przez staruszka. 
   Zatrzymałam się przed witryną sklepową, złapałam za klamkę i powoli weszła do środka.
–Dzień dobry –powiedziałam, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Cicho zapuściłam się w głąb sklepu, rozglądając się we wszystkie możliwe strony. Nagle usłyszałam skrzypnięcie za jedną z półek, po czym wyszedł zza niej średniego wzrostu staruszek. 
–Pierwszy raz w Hogwarcie? – Pokiwałam głową, na co mężczyzna się uśmiechnął.
–Jak się nazywasz?
–Astoria – wyjąkałam, a on postawił przed mną pudełko, w którym leżała pięknie wykonana różdżka.
– 10 cali, włos z głowy wili, kasztan, bardzo elegancka, wypróbuj – wzięłam przedmiot do ręki, nie bardzo wiedząc, co z nim zrobić. 
–Machnij! – Zrobiłam, co mówił, po czym stojący w pobliżu kwiatek uderzył w sufit.
– Definitywnie nie ta – zaczął znowu przeglądać półki, po czym wyjął dwa pudełka i podstawił przed moim nosem – spróbuj najpierw tę, wiśnia, pióro pegaza, 11 cali, lekko zagięta– wykonałam ponownie ruch, który tym razem spowodował wybuch flakonu obok.
   Następne trzy różdżki wywołały podobne szkody, co poprzednie. W mojej głowie tętniły myśli, że może jednak nie pasuje do tego świata, a Dumbledore po prostu się pomylił. 
– A, co jeśli? – Powiedział pod nosem Olivander, sięgając po kolejne pudełko.
– 12 cali, ostrokrzew, pióro feniksa, giętka – wzięłam przedmiot do ręki i leciutko nim machnęłam. Nagle światło się zapaliło, a nad mną zaczęły szybować kilka maleńkich motyli. Uśmiechnęłam się pod nosem. 
– To chyba ta – oznajmiłam  z dumą.
– Jak najbardziej, jest to różdżka o wielkiej mocy, na pewno kiedyś dokonasz nią wspaniałych rzeczy – uśmiechnął się do mnie szeroko, a po chwili oboje usłyszeliśmy dzwoneczki, informujące o wejściu kolejnego klienta do sklepu.
– Profesorze Dumbledore.
– Olivanderze– przywitawszy się, dyrektor szkoły podszedł do mnie.
– Astorio musimy iść jeszcze po szatę, weź różdżkę i poczekaj na mnie na zewnątrz – wyszłam ze sklepu, a staruszek odwrócił się do wytwórcy różdżek.
– Pióro Faweksa?– Olivander pokiwał głową, na co Dumbledore westchnął– Tak jak myślałem – powiedziawszy to, odwrócił się i opuścił sklep. 
   W sklepie z szatami panował ogromny ruch, ekspedientki biegały we wszystkie kierunki, aby dogodzić czekającym klientom. Po pewnym czasie podeszła do mnie blondwłosa, wysoka kobieta i zabrała ze sobą do przymierzalni w celu znalezienia idealnego rozmiaru. 
Wracam za chwilę powiedziała pracownica, po dokonaniu ostatnich pomiarów i zostawiła mnie samą w pomieszczeniu. 
   Ekspedientka wróciła po długiej chwili z śliczną, ręcznie szytą szatą.
– Przymierz zarzuciłam ją na siebie, po czym popatrzyłam na siebie w lustrze. Ubranie było dopasowane idealnie, leciutkie, ale zarazem ciepłe i nieprzepuszczające deszczu. Udałam się do lady, przy której czekał Dumbledore, po czym zapłaciwszy za zakupy, udaliśmy się w kierunku księgarni.
   Otworzywszy drzwi do nozdrzy wdarł mi się zapach starych książek. Kilkupiętrowe półki sięgające po sam sufit wywierały niesamowite wrażenie, nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
– Pierwszy rok –  poinformował Albus, sprzedawcę, po czym ten zniknął za ladą, by za chwilę powrócić ze stertą podręczników. 
   Kiedy wszystkie zakupy zostały zrobione, wraz, z Dumbledorem przechadzaliśmy się bez większego celu po ulicy Pokątnej. Stale podziwiałam wystawy, kiedy w pewnym momencie moją uwagę przykuło stoisko z zwierzętami domowymi. Zobaczywszy rudego kotka z czarną plamką na grzbiecie, podbiegłam i pogłaskałam główkę zwierzęcia. 
W Hogwarcie możesz posiadać jedno zwierzę, jeśli ci się podoba, możesz zabrać je ze sobą –  na moich ustach pojawił się ogromny uśmiech, po czym przytuliłam kotka do siebie
– Jak go nazwiesz? – Zapytał Albus, podając hodowcy 5 galenów. 
– Brukselka, może, chociaż ten kot zmieni moje nastawienie do tego warzywa –  odpowiedziałam, na co profesor wpadł w salwę śmiechu. – Mówię poważnie – dodałam, a staruszek westchnął kręcąc głową z uśmiechem.
Mam teraz pewną ważną sprawę do załatwienia, zostawię ci trochę pieniędzy, możesz zajrzeć do sklepów jakichkolwiek zechcesz i spotkamy się tutaj za równe dwie godziny. Tylko pamiętaj, pod żadnym pozorem nie opuszczaj granic ulicy Pokątnej, rozumiesz? Zapytał, na co ja przytaknęłam.
– Zanim jeszcze pójdę, wszystkie dzisiejsze zakupy wraz z Brukselką zostawimy w hotelu, w którym dziś spędzisz noc – dodał profesor, po czym weszliśmy do niewielkiej karczmy. Dyrektor podszedł do kelnera, który dał mu duży, lekko zardzewiały klucz.
– Pokój numer 7 – powiedział i opuścił karczmę, zostawiając mnie samą. Odnalazłszy pokój, zobaczyłam, że moja walizka leży na wielkim łóżku. Nie miałam pojęcia, jakim cudem się na nim znalazła, ale wolałam nie wgłębiać się w szczegóły. Wypuściłam Brukselkę, która od razu na nie wskoczyła i ułożyła się na ogromnej, beżowej poduszce. Wszystkie zakupy rzuciłam obok komody, pogłaskałam swojego pupila i wyszłam. 
   Przeciskałam się przez tłum, by dostać się do Esów i Floresów, księgarni, którą odwiedziłam wcześniej z Dumbledorem. Kiedy chciałam podejść do drzwi, zostałam potrącona przez niskiego wzrostu blondynkę.
– Przepraszam, nic ci się nie stało? – Zapytała przejęta dziewczyna, podając mi rękę. 
– Wszystko w porządku, nic mi nie jest.
– Naprawdę przepraszam, śpieszyłam się do księgarni, bo jeszcze nie zakupiłam podręczników, a jutro już zaczyna się rok szkolny. Nazywam się Nancy, ty też pierwszy raz w Hogwarcie? – Zapytała brunetka, kiedy otrzepywałam swoje spodnie z ziemi.
– Yhym, a tak w ogóle nazywam się Astoria –  przedstawiłam się, a Nancy potrząsnęła moją ręką.
– Miło mi cię poznać. A ty gdzie się wybierałaś zanim cię stratowałam?
– W to samo miejsce, co ty – powiedziawszy to, razem przekroczyłyśmy próg księgarni. Nancy podeszła do lady w celu zakupu podręczników, a ja natomiast zniknęłam wśród półek, szukając czegoś, co wprowadziłoby mnie chodź odrobinę w ten nadludzki świat. Wspięłam się po drabinie, aby dosięgnąć do miejsca, w którym znajdowały się opowieści historyczne. Wyszłam stopień wyżej, stanęłam na palcach, aby dotrzeć do Magicznej historii Hogwartu, jednak moje plany popsuł fakt, iż drabina się zachwiała, a ja straciłam stabilność i runęłam ku podłodze. Zamknęłam oczy, żeby nie czuć bólu związanego z uderzeniem, jednak o dziwo nie poczułam nic. 
   Powoli uniosłam powieki ku górze i zobaczyłam, że zostałam złapana przez wysokiego blondyna. 
Dziękuje – wyjąkałam, po czym wygramoliła się z ramion chłopaka i ruszyłam w stronę lady. Słyszałam jeszcze jak chłopak krzyczy do mnie z zapytaniem jak się nazywam, jednak zignorowałam to, pragnąc jak najszybciej znaleźć nowo poznaną czarownicę.
   Nancy podała kasjerowi wyznaczoną sumę, kiedy zobaczyła mnie biegnącą w jej kierunku. 
– Spadłam z drabiny – powiedziałam zdyszana  Ale tamten chłopak mnie złapał – dodałam wskazując na stojącego w rogu blondyna, a dziewczyna przyjrzała mu się dokładniej.
– Draco Malfoy, lepiej trzymać się od niego z daleka, jego rodzina współpracowała z tym, którego imienia nie wolno wymawiać – oznajmiła Nancy.
Tak też zrobię – nie chciałam zadawać się z osobą, która chodź odrobinę miała coś wspólnego z mordercą moich rodziców.
– Polubiłam cię, może usiądziesz jutro ze mną i moją siostrą bliźniaczką Kirą w pociągu? Poznamy się lepiej, będzie naprawdę super! – Zaproponowała Nancy. 
– Z chęcią.
– Muszę już iść, bo rodzice na mnie czekają, w takim razie do zobaczenia jutro – powiedziawszy to odbiegła, machając mi jeszcze ręką na pożegnanie. 
  Po powrocie do karczmy byłam bogatsza o dwie nowe książki oraz łakocie zakupione w sklepie obok. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, po czym opowiedziałam kotce o poznanej dzisiaj Nancy i o incydencie z drabiną. Około godziny 19, do drzwi zapukał Dumbledore.
– Jutro o 9 wyrusza Express, do Hogwartu, o 8:30 będę czekał na ciebie pod wejściem do karczmy. Mam nadzieję, że dobrze spędziłaś dzisiejszy dzień, a teraz życzę ci miłej nocy – powiedział staruszek i wyszedł. Zabrałam się za czytanie zakupionej dziś książki, po czym oddałam się w objęcia Morfeusza, udając się do krainy snów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz