wtorek, 19 listopada 2019

3. Expresem do Hogwartu

Witam! Dzień dobry!

O dziwo jeszcze żyję, ale wracam tu po chyba 2 letniej nieobecność aby dokończyć tą jakże cudowną fabułę, za którą 5 rok zabrać się nie mogę. Mój aktualny stan zdrowia pozwolił mi na kilkudniowy odpoczynek, dlatego udało mi się w miarę szybko napisać ten rozdział. Ogólnie zrobiłam małą korektę poprzednich, ale jeszcze czeka je duże przemeblowanie. Też bardzo szybko chciałabym streścić klasę 1 oraz 2, bo one wniosą do tej historii tyle, ile ja z liceum. Mam nadzieję, że nie rzucę tego po raz milionowy i zachowa się tu jakaś systematyczność (chociaż z tym może być ciężko przez moje ciągłe podróże). A teraz nie przedłużając zapraszam do czytania i mam nadzieję, że zostaniecie tu dłużej.
    
Obudziwszy się około godziny 7 rano, przetarłam zaspane oczy i popatrzyłam na zwiniętą w kłębek Brukselkę. Dzisiejszy dzień miał zapoczątkować zupełnie nowy etap w moim życiu. Opuszczam normalny świat i udaję się do Hogwartu, szkoły dla osób obdarzonych niezwykłą mocą taką jak moja. Była to dla mnie wielka szansa nie tylko, aby odkryć skrywane od lat tajemnice mojego pochodzenia, ale również, aby po raz pierwszy zaznać prawdziwej przyjaźni.
   Wstałam z łóżka i od razu skierowałam się do łazienki w celu wyszczotkowania zębów i doprowadzenia moich wiecznie roztrzepanych, rudych włosów do ładu. Niestety była to walka z wiatrakami, moje kudły nie chciały mnie słuchać i nawet magiczna szczotka nie dałaby sobie z nimi rady. Nie można mieć wszystkiego.
   Wyciągnęłam z kufra szaty, które pośpiesznie założyłam na siebie. Przyglądnęłam się sobie w lustrze. Biała koszula, grafitowa spódnica i podkolanówki idealnie dopełniała czarna długa peleryna zarzucona na wierzch. Dalej nie mogłam uwierzyć, że dostałam od życia taką szansę. Jeszcze wczoraj mieszkałam w sierocińcu, a dziś idę do szkoły magii i czarodziejstwa. Ciekawe czy moi rodzice byliby ze mnie dumni. Czy pomogliby mi wybrać różdżkę i razem ze mną z niecierpliwością oczekiwali listu informującego o przyjęciu mnie do szkoły. Oboje poznali się w Hogwarcie, jednak ich historia nie była dokładnie mi znana, wiedziałam jedynie jak zginęli. Chciałabym ich zobaczyć, chociaż raz, dowiedzieć się czy przypominałam bardziej mamę, a może byłam idealną kopią ojca. Myślenie o nich dalej sprawiało mi ogromny ból. Mimo, że niedane było mi ich poznać to tęsknota była ogromna, nie miałam nikogo, zawsze byłam zdana na siebie. Poczucie bezpieczeństwa i rodzicielskiej miłości było czymś, czego pragnęłam najbardziej. Ciekawe czy jacykolwiek członkowie mojej rodziny jeszcze żyją, a jeśli tak, to, czemu nie zostałam oddana pod ich opiekę. Tak wiele pytań, a odpowiedzi brak. Wiedziałam jednak, że teraz miałam szansę, aby dowiedzieć się wszystkiego.
   Pozostawała sprawa mojej blizny. Odgarnęłam grzywkę i przez chwilę wpatrywałam się w błyskawicę na moim czole. Profesor Dumbledore wyjaśnił mi wczoraj jej pochodzenie. Jestem tą, która przeżyła, dzięki poświęceniu mojej matki zaklęcie śmierci odbiło się od mnie jak od tarczy i rozgromiło najpotężniejszego czarownika tamtych lat. Pamiątka po dniu, który zniszczył moje życie, ale uratował wielu niewinnych ludzi z rąk Voldemorta i jego ludzi. Moi rodzice musieli być niezwykłymi czarodziejami skoro temu, którego imienia nie wolno wymawiać sam postanowił złożyć im wizytę. Ich odwaga i poświęcenie ukazały jak potężna jest miłość, nawet w obliczu najgorszego, bo to właśnie ona sprawia, że jesteśmy silniejsi i potrafimy przezwyciężyć każde zło, a nawet śmierć.
   Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, który wybijał godzinę 8;15. Pośpiesznie zaczęłam wrzucać wszystkie swoje rzeczy do kufra. Nie było ich zbyt wiele, dlatego nie zajęło mi to dużo czasu i pięć minut później byłam już gotowa do wyjścia. Usiadłam na łóżku, a Brukselka wskoczyła mi na kolana.
– Stresuje się – powiedziałam do kotki – boję się, co będzie. Nie mam praktycznie pojęcia o tamtym świecie, wiem jedynie to, co udało mi się wczoraj wyczytać. A, co jeśli nie uda mi się wpasować i po raz kolejny zostanę wyrzutkiem? 
– Nie zostaniesz – w tym momencie szybko odwróciłam głowę i zobaczyłam profesora Dumbledora, który właśnie przekroczył próg drzwi – Zapewniam cię, że krew, która płynie w twoich żyłach sprawi, że odnajdziesz się nie tylko w Hogwarcie, ale także poza jego murami i dokonasz w przyszłości wielkich rzeczy.
– Wierzy pan we mnie bardziej niż ja sama –powiedziałam do staruszka, a on usiadł obok mnie na łóżku.
– Znałem twoich rodziców, więc nie mógłbym inaczej. Byli oni niezwykłymi czarodziejami, o wielkiej odwadze, którzy kierowali się w życiu miłością. Wiem, że miałaś ciężko, ale pamiętaj im bardziej ma się pod górkę, tym piękniejsze będą później widoki. – Uśmiechnęłam się na te słowa. – A teraz musimy się zbierać, bo chyba nie chcesz się spóźnić na pociąg? – Zapytał, na co ja odpowiedziałam pokręceniem głowy. Pośpiesznie wsadziłam Brukselkę do transportera, wzięłam bagaż i wymaszerowałam z pokoju. 
  Po 10 minutach jazdy dojechaliśmy na stację kolejową King Cross. Profesor Dumbledore wręczył mi mój bilet, któremu uważnie się przyjrzałam.
– Jest pan pewien, że to dobry bilet? Nigdy nie słyszałam o peronie 9 i 3/4, on istnieje?
– Owszem i jest przeznaczony tylko dla czarodziei. Mieści się między 9 i 10 peronem. Aby się na niego dostać należy wbiec w kolumnę, która się tam znajduję – na te słowa wytrzeszczyłam oczy. Moja podróż do Hogwartu zapowiadała się jak na razie bardzo emocjonująco, możliwe nawet, że złamie sobie nos przy spotkaniu ze ścianą podczas nieudolnej próby znalezienia się na peronie.
– Zaprowadzi mnie tam pan? – Zapytałam.
– Niestety nie, mam do załatwienia kilka ważnych spraw, ale dasz sobie radę. A teraz zmykaj, bo pociąg odjeżdża za 15 minut. – Na te słowa pokiwałam głową, pożegnałam się ze staruszkiem i wbiegłam na stację. Znalezienie peronu okazało się trudniejsze niż myślałam, jednakże w pewnym momencie zobaczyłam znajomą mi twarz, poznanej dzień wcześniej czarownicy. 
– Nancy! – Krzyknęłam, a blondynka odwróciła się i zobaczywszy mnie pomachała mi radośnie ręką. Szybko podbiegłam do dziewczyny.
– Cześć! Jak miło cię widzieć. Astoriu, poznaj moją siostrę Kirę! – Podałam jej rękę, a ona ją uścisnęła. Kira w porównaniu do swojej bliźniaczki miała ostrzejsze rysy twarzy i ciemniejsze włosy. Po krótkim przywitaniu ruszyłyśmy w stronę peronu.
– Już nie mogę się doczekać! Jak myślisz, do jakiego domu trafisz? Ja bym bardzo chciała do Gryffindoru, jak większość naszej rodziny – powiedziała Nancy, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. W Magicznej historii Hogwartu udało mi się wyczytać o czterech domach, które reprezentowały różne cechy charakteru. Jednakże nie wiedziałam czy dane mi będzie zostać odważną i szczerą Gryfonką, pracowitą Puchonką, mądrą i kreatywną Krukonką, a może moje miejsce znajdzie się wśród sprytnych i ambitnych Ślizgonów. 
– Nie zastanawiałam się nad tym, kilka dni temu dowiedziałam się o tym, że jestem czarownicą – poinformowałam koleżankę, która nagle popatrzyła się na mnie. 
– Czyli jesteś mugolakiem? – Zapytała dziewczyna.
– Mugolakiem? – Nie do końca wiedziałam, co oznacza to słowo, więc wolałam się dowiedzieć jego znaczenia.
– Osoba, która posiada magiczne moce, mimo, że jej rodzice nie są czarodziejami – wyjaśniła spokojnie Kira.
– Moi rodzice byli czarodziejami, jednak zostali zamordowani jak byłam niemowlakiem, a ja trafiłam do sierocińca w Londynie.
– Naprawdę mi przykro As – powiedziała Nancy, a ja tylko skierowałam w jej stronę słaby uśmiech. Nim się obejrzałyśmy byłyśmy już pomiędzy 9 a 10 peronem. 
– Gotowa? – Zapytała Kira, na co ja lekko pokiwałam głową. Jedna z bliźniaczek ruszyła w stronę muru, po chwili całkowicie za nim znikając. Wytrzeszczyłam oczy. Popchnęłam swój wózek i zaczęłam biec. Byłam pewna, że zaraz mój nos będzie krwawił, a ja będę się zwijać z bólu na ziemi, jednakże tak się nie stało. Przed ścianą zamknęłam oczy i nim się obejrzałam znalazłam się na ruchliwym peronie. Rozglądnęłam się wokół i zobaczyłam wiele czarodziejów, którzy żegnali się ze swoimi pociechami wyruszającymi do Hogwartu. Panowało tu ogromne zamieszanie, co chwila słyszałam skierowane w moją stronę słowo przepraszam, z powodu nadepnięcia na stopę, albo lekkie uderzenie wózkiem z bagażami. Szybko odnalazłam Nancy i razem poczekałyśmy na Kirę, która chwilę później pojawiła się na peronie. 
– Tu jest niezwykle – powiedziałam i coraz bardziej przyglądałam się każdemu przechodniowi. 
– Wiem, że najchętniej stałabyś tu i podziwiała, ale jak w tym momencie nie wsiądziemy do pociągu to ruszy on bez nas – na słowa blondynki szybko się otrząsnęłam i ile nam sił w nogach ruszyłyśmy w stronę torów. Udało nam się również znaleźć konduktora, któremu przekazałyśmy walizki, po czym weszłyśmy do pociągu, w którym panowała ciasnota. Przeciskałyśmy się przez kolejne wagonu, w poszukiwaniu wolnych miejsc w przedziale. Przez chwilę naszły mnie myśli, że może jednak całą podróż spędzimy na korytarzu, ale moje obawy rozwiała Nancy, która zawołała nas, że udało jej się znaleźć miejsca dla nas. Pośpiesznie weszłyśmy do przedziału zamykając za sobą drzwi. W przedziale siedziało już dwie osoby, wysoki chłopak o czarnych włosach oraz niskiego wzrostu blondynka. 
– Cześć jestem Nancy Denham, a to moja siostra bliźniaczka Kira i koleżanka Astoria – przedstawiła nas Nancy, na co my lekko pomachałyśmy do nowo poznanej dwójki. 
– Nathaniel Russell, miło was poznać – chłopak skierował w naszym kierunku serdeczny uśmiech.
– Eleanor Fletcher. Cieszę się, że będę miała możliwość spędzenia podróży z jakimiś dziewczynami, bo byłam pewna, że przez całą drogę będę skazana tylko na Nate'a – powiedziała czarownica.
– Już nie przesadzaj kuzyneczko, że tak bardzo przeszkadza ci moje towarzystwo – zażartował Nate, na co my wybuchłyśmy śmiechem – Wy też jesteście na pierwszym roku? –  Na to pytanie we trzy odpowiedziałyśmy szybkie tak i rozsiadłyśmy się na miejscach.
– Myślicie, że mogę wypuścić tutaj Brukselkę? – Zapytałam, wskazując na transporter postawiony na ziemi.
– Raczej nie powinno być z tym problemu. Kiedy moja starsza siostra opowiadała mi o jej pierwszej podróży do Hogwartu mówiła, że wszędzie biegały różnego rodzaju zwierzęta – po słowach Eleanor pośpiesznie otworzyłam drzwiczki, a moja ruda kicia wyszła i zaczęła rozglądać się, szukając zapewne idealnego miejsca do spania. 
– Mam pytanie, dlaczego nazwałaś kota Brukselka? To nie ludzkie – dopytał się chłopak.
– Uznałam, że może jak nazwę tak kota to chodź odrobinę zmieni się moje podejście do tego warzywa – na moją odpowiedź cały przedział wybuchł śmiechem. Zapowiadała się ciekawa podróż. 
   Jechaliśmy już ponad dobre trzy godziny, a buzie nam się nie zamykały. Moi nowo poznani znajomi starali się jak najlepiej wprowadzić mnie w świat magii, opowiadając przeróżne historie. Eleanor powołując się na historie swojej starszej siostry bardzo przybliżyła mi Hogwart. Wspominała o wielu fascynujących przedmiotach i sama mówiła, że okropnie nie może doczekać się pierwszej lekcji eliksirów. Nie obyło się również pytań, o jak oni to nazywają świat Mugoli. Opowiedziałam im jak wygląda szkoła w normalnym świecie oraz wiele różnych ciekawostek. Wszyscy słuchali mnie z wielkim zainteresowaniem.
– Niesamowite, że mugole potrafią kontaktować się pomocą tych dziwnych urządzeń tale... tyle... Jak one się nazywały? – Zaczął się jąkać Nate.
– Telefonów – podpowiedziałam koledze.
– O właśnie! Telefonów! Musisz mi więcej opowiedzieć o tych wynalazkach! – Widać było, że chłopaka bardzo zainteresował poza magiczny świat. Miał już zadawać mi kolejne pytanie, kiedy nagle drzwi od naszego przedziału się otworzyły i stanęła w nich staruszka z wózkiem pełnym łakoci.
– Coś podać kochanieńcy? – Zapytała, a wszyscy rzucili się w jej stronę. 
– Musisz spróbować czekoladowej żaby i fasolek wszystkich smaków – Kira zauważyła, że kompletnie nie miałam pojęcia, co wziąć, bo pierwszy raz miałam do czynienia ze słodyczami czarodziei. Posłałam w jej stronę uśmiech wdzięczności i podeszłam do staruszki składając zamówienie.
– Poproszę 5 galeonów – podałam kobiecie pieniądze, a ona wręczyła mi czekoladową żabę i 2 opakowania fasolek wszystkich smaków.
– Jestem ciekawa, na kogo trafię tym razem – Eleanor odpakowała swoją żabę, po czym ta wyskoczyła z pudełka. Wytrzeszczyłam oczy, na co wszyscy się zaśmiali. Dziewczyna po chwili wyjęła kartę.
– Po raz kolejny Dumbledore! To już czwarty w mojej kolekcji! – Prychnęła Fletcher.
– W każdej żabie znajduję się karta z jakimś niezwykłym czarodziejem – poinformowała mnie Kira, która z całego towarzystwa była najbardziej spokojna. Otworzyłam swój przysmak, poczekałam aż zwierzątko wyskoczy i wyjęłam swoją kartę. 
– Kim jest Miranda Goshawk? – Zapytałam. 
– Autorka serii podręczników Standardowa księga zaklęć, będziemy z niej korzystać w Hogwarcie – poinformowała mnie Nancy. Popatrzyłam na staruszkę ukazaną na zdjęciu, które ku mojemu zdziwieniu było ruchome. Tyle jeszcze muszę się dowiedzieć o świecie magii. 
– Spróbujmy fasolek wszystkich smaków! – Dał propozycję Nate, na którego kolanach ułożyła się Brukselka. Otworzył opakowanie i wręczył każdemu po fasolce. Wszyscy wepchnęli smakołyki do buzi.
– Truskawka! – Krzyknęła szczęśliwa Eleanor. Nancy niestety nie trafiła aż tak dobrze, bo przez kolejne pięć minut starała się pozbyć smaku chrzanu z buzi. Kirze udało się wylosować fasolkę brzoskwiniową, a Nathanielowi bananową. Przyszła moja kolej. Troszkę się bałam, na co mogę trafić, bo z tego, co mi powiedzieli mogę trafić na każdy możliwy smak na świecie. Powoli włożyłam fasolkę do ust i rozgryzłam. Szybko się skrzywiłam. O ironio! Ze wszystkich możliwych smaków, trafiłam właśnie na brukselkę.
– Stwierdzam, że nazwanie kota w niczym nie pomogło, a to piekielne warzywo nadal pozostaje moim wrogiem numer jeden – wszystkich widocznie rozbawiło moje wyznanie, bo nie mogli powstrzymać śmiechu. Nawet spokojna Kira była bliska płaczu. 
   Z każdą kolejną godziną coraz bardziej zbliżaliśmy się do końca naszej podróży. Kiedy słońce zaszło za chmurami, a mrok ogarnął niebo postanowiliśmy przespać się chwilę, żeby podczas rozpoczęcia być w pełni sił. Oparłam swoją głowę o okno, a w mojej głowie pojawiło się tysiące myśli na raz. Pierwszy raz czułam się szczęśliwa. Poznałam osoby, których może nawet w najbliższym czasie będę mogła nazwać przyjaciółmi. Na razie nie podzieliłam się z nimi historią moich rodziców i blizną, uznałam, że i na to przyjdzie pora. Rozmyślałam dopóki nie zmorzył mnie sen. 
   Poczułam, że ktoś lekko trąca mnie w ramię. Otworzyłam, więc zaspane oczy, aby zobaczyć, że moim oprawcą była Nancy.
– Za dziesięć minut będziemy na miejscu – poinformowała mnie, na co ja głośno ziewnęłam. Zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy oraz sprzątać wszystkie papierki, które pozostawiliśmy na ziemi. Brukselkę, która nadal leżała na nogach Nathaniela schowałam do transportera. Pociąg stanął a my powoli zaczęliśmy opuszczać nasz przedział. Na korytarzu było okropnie tłoczno, każdy chciał jak najszybciej opuścić pojazd. Po kilku minutach udało nam się zaczerpnąć świeżego powietrza. Konduktorzy chodzili we wszystkie strony zabierając od uczniów ich bagaże. Przekazałam jednemu z nich transporter z Brukselką i razem z Kirą poszłyśmy szukać jej bliźniczki, która zgubiła się w tłumie. Przeciskałyśmy się między uczniami, kiedy zauważyłyśmy Nancy w towarzystwie Nate i Eleanor stojących obok olbrzyma, którego widziałam podczas mojej wizyty w Dziurawym Kotle. 
– Pierwszoroczniacy do mnie! – Krzyknął mężczyzna. Stanęłam obok znajomych i czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji. W pewnym momencie zobaczyłam w tłumie blondyna, który złapał mnie w Esach i Floresach. Draco Malfoy. Stał z dwoma masywnymi chłopakami. 
– No dalej, za mną... Są gdzieś jeszcze jacyś pierwszoroczni? Za mną! – Polecił olbrzym, a my ruszyliśmy za nim. Ścieżka, którą szliśmy była wąska i bardzo śliska, a otaczająca ciemność nie pomagała, aby ustać stabilnie na nogach i nie wylądować na tyłku. Po chwili znaleźliśmy się na skraju ogromnego jeziora. Widok, który zobaczyłam przed sobą sprawił, że zaparło mi dech w piersiach. Ogromny zamek na skale prezentował się lepiej niż na zdjęciach, wyglądał po prostu magicznie. 
– Po cztery osoby do łodzi! – Wykonaliśmy polecenie mężczyzny i po chwili wraz z bliźniaczkami i Eleanor wpakowałyśmy się do łodzi. Nate powiedział, żebyśmy płynęły razem a na miejscu jakoś się odnajdziemy. 
– Jak tu niesamowicie – powiedziała zapatrzona w zamek Kira. W jej oczach skakały radosne ogniki. Była cichsza od siostry, jednakże w tym momencie jakby mogła skoczyłaby z radości.
   W pewnym momencie wpłynęliśmy w tunel, który jak wywnioskowałam znajdował się pod zamkiem. Dotarłyśmy na miejsce, jako jedne z ostatnich, szybko wygramoliłyśmy się z łódki i dołączyłyśmy do grupy. Olbrzym ruszył ku znajdującej się nieopodal bramie, w którą uderzył trzykrotnie. 
   Bramę otworzyła wysoka czarownica ubrana w szmaragdowozieloną szatę. 
– Oto pani profesor McGonagall – przedstawił kobietę olbrzym. Profesor poleciła nam iść za nią i przed wszystkim nie oddalać się od reszty. Szliśmy kamienną posadzką a z dala można było słyszeć głośne rozmowy (zapewne starszych uczniów Hogwartu). McGonagall zaprowadziła nas do pustej komnaty gdzie uroczyście powitała nas w Hogwarcie i dokonała małego wprowadzenia. Poinformowała nas o miejscach, w których będziemy spać, domach i punktach, które możemy zdobyć, ale również stracić. Dała nam również chwilę czasu  na przygotowanie się do ceremonii przydziału. Nagle wszyscy odwrócili głowy, a kilka osób wrzasnęło ze strachu. Ze ściany wyleciało kilka zjaw, które zaczęły szybować po komnacie. 
– Duchy Hogwartu – Kira po raz kolejny uratowała mój brak wiedzy na temat świata czarów. To było niezwykłe. Po raz pierwszy przeszły mnie myśli, że to wszystko, co się teraz dzieje to sen, a ja zaraz obudzę się w moim łóżku w sierocińcu. Wpatrywałam się zachwycona w duchy, które po zobaczeniu nas zaczęły prowadzić dyskusję.
   Profesor McGonagall wróciła i kazała nam stanąć w rzędzie i iść za nią. Przekroczywszy ogromne drzwi, ukazał się nam oszałamiający widok. Cztery stoły były zastawione w złote naczynia,  a nad nimi unosiło się tysiące świec. U szczytu stał jeszcze jeden stół, przy, którym zasiadali nauczyciele. Zauważyłam przy nim profesora Dumbledora. Kiedy doszliśmy do końca, kobieta poleciła nam ustawić się twarzami do reszty uczniów, po czym postawiła przed nami stołek, na którym leżała stara tiara. Nagle tiara drgnęła, szew w pobliży krawędzi rozpruł się, po czym ta zaczęła śpiewać. Po zakończeniu cała sala nagrodziła kapelusz oklaskami, a profesor McGonagall wyszła na środek z pergaminem w ręku.
– Po wyczytaniu waszego nazwiska proszę abyście usiedli na stołku i nałożyli tiarę na głowę. Nathaniel Russell – poznany wcześniej kolega szybkim krokiem ruszył przed siebie i założył tiarę na głowę.
– GRYFFINDOR! – Wykrzyczała tiara, a na sali rozbrzmiały oklaski. Chłopak podszedł do stołu Gryfnów gdzie z tego, co zauważyłam został ciepło powitany. Po nim zostało wyczytane parę dziewczyn oraz chłopaków. Czekałam z niecierpliwością na swoją kolej.
– Nancy Dunham – wywołana szybko usiadła na stołku.
– GRYFFINDOR! 
Na ustach blondynki pojawił się wieki uśmiech i ile jej sił w nogach pobiegła zająć miejsce obok Nate'a. Jako następna została wyczytana Kira.
– Trudna decyzja, trudna... – Mówiła tiara – SLYTHERIN! – Brunetka podeszła do stołu Ślizgonów. Zerknęłam na Nancy, na której twarzy pojawiło się zdziwienie. 
   Eleanor udało się trafić do Ravenclaw, po czym uradowana poszła poznać nowych kolegów. Nie zostało już wiele osób czekających na przydział. Byłam już trochę zniecierpliwiona, kiedy nagle profesorka wyczytała moje nazwisko. Cała sala umilkła, a ja nie wiedziałam, dlaczego. Wszystkie oczy były skierowane w moją stronę. Kiedy szłam w stronę krzesła Dumbledore posłał mi uśmiech, który miał dodać mi otuchy. Usiadłam i założyłam tiarę na głowę.
– Panna Potter, nikt się nie spodziewał cię tutaj zobaczyć. Zaginione dziecko. – Nie wiedziałam, co miała na myśli, czułam się zdezorientowana – Twoi rodzice byli w Gryfindorze, jednak tutaj mam wątpliwości. A może by tak Slytherin? Albo Ravenclaw? Mam dylemat, jednak wyczuwam w tobie coś, co sprawia, że wybieram... GRYFFINDOR! – Wykrzyczała tiara, a Gryfoni zaczęli klaskać i wiwatować. Nic z tego nie rozumiałam, czułam, że profesor nie powiedział mi wszystkiego. Kierując się w stronę stołu zauważyłam, że ludzie patrzą w moją stronę i szepczą. 
   Zajęłam miejsce obok Nancy i Nathaniela.
– Czemu wcześniej nie zdradziłaś swojego nazwiska? – Zapytała blondynka, jednakże nie było dane mi odpowiedzieć, ponieważ nagle usłyszałam głos profesor McGonagall.
– Harry Potter – wytrzeszczyłam oczy. To ten sam chłopak, którego widziałam w barze, o którego pytałam Dumbledora. Nie powiedział mi, kim jest, a teraz już wiedziałam, dlaczego. Miałam totalny zamęt w głowie, dopiero teraz zauważyłam na jego czole taką samą błyskawicę. To wszystko nie miało sensu. Jeśli miałabym brata, dlaczego staruszek nie poinformował mnie wcześniej? Nie wiedziałam, co robić, byłam rozdarta. Popatrzyłam w stronę Harry'ego,  chłopak siedział na stołku i szeptał. Przez doznany przed chwilą szok niestety nie udało mi się usłyszeć pierwszych słów tiary skierowanych do niego.
– Nie do Slytherinu? – Zapytała czapka – Jesteś pewny? Mógłbyś być kimś wielkim, ale skoro jesteś taki pewny, to niech będzie... GRYFFINDOR! – Ponownie wzniosły się okrzyki, a mi zrobiło się duszno. 
– As? Wszystko w porządku? – Zapytał Nate, a ja pokręciłam głową.
– Nic nie jest w porządku. Do teraz nie miałam pojęcia, że ktokolwiek z mojej rodziny żyję, a co dopiero, że mam brata – powiedziałam lekko załamanym głosem.
– Jakbyśmy znali twoje nazwisko wcześniej to dowiedziałabyś się tego wcześniej –  do rozmowy dołączyła Nancy, w której oczach malowało się zmartwienie.
– Wiedzieliście? 
– Każdy słyszał o tragicznej historii Lily i Jamesa Potterów, oraz ich dzieci, którzy przeżyli, mimo, że nie powinni. 
– Ale dlaczego tiara nazwała mnie zaginionym dzieckiem?
– Rodzice mi opowiadali, że po przybyciu na miejsce w kołysce leżało tylko jedno dziecko, a po drugim zaginął ślad. Było jednak pewne, że zostało zabrane po napaści Tego, którego imienia nie można wymawiać – po słowach Nate'a, łzy napłynęły mi do oczu. Cały mój świat zawirował, wszyscy znali moje imię, wiedzieli więcej niż ja. Dumbledore powiedział, że dowiem się wszystkiego we właściwym czasie, który nadszedł najwidoczniej teraz.
– Wszystko się ułoży, zobaczysz – powiedziawszy to Nancy przytuliła mnie do siebie. Byłam jej za to okropnie wdzięczna. Oderwawszy się od koleżanki poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam głowę i zobaczyłam parę zielonych oczu wpatrujących się w moim kierunku.
   Resztę uczty spędziłam w ciszy. Na koniec, kiedy wszystkie dania zniknęły przemówił profesor Dumbledore informujący, że prefekci odprowadzą nas do dormitoriów. 
   Wyszliśmy z wielkiej sali i schodami skierowaliśmy się na górę. Nie mogłam się skupić na słowach prefekta, za dużo myśli chodziło mi po głowie. Spojrzałam w stronę Harry'ego, który szedł w towarzystwie rudego chłopaka, nie miałam odwagi do niego podejść. Chciałam bardzo porozmawiać z dyrektorem szkoły i dowiedzieć się wszystkiego. W pewnym momencie stanęliśmy przed wielkim obrazem masywnej kobiety. 
– Oto wejście do naszego dormitorium, którego strzeże Gruba Dama. Aby dostać się do środka należy wypowiedzieć hasło, które jest regularnie zmieniane. Caput draconis – Obraz się odsunął, a wszyscy weszliśmy do środka.
– Witajcie w pokoju wspólnym! Tymi schodami możecie dostać się do dormitoriów. Chłopcy śpią po lewej, dziewczęta po prawej. Wasze walizki już na was czekają – powiedziawszy to prefekt zostawił nas samych, a ja rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Ściany były pomalowane na czerwono, a na nich znajdowały się gobeliny. Moją uwagę przykuł kominek, oraz znajdujące się wokół niego fotele. Znajdowało się tu również wiele stolików. Pokój robił wrażenie przytulnego. 
– Idziemy znaleźć swój pokój? – Zapytała Nancy, a ja pokiwałam głową. Wspięłyśmy się po schodach i skierowałyśmy na prawo. Na jednych z drzwi zauważyłyśmy swoje nazwiska. Weszłyśmy do środka, gdzie znajdowało się jeszcze dwie inne dziewczyny.
– Cześć! Jestem Nancy, a to jest As... – Zaczęła nas przedstawiać blondynka, jednak jedna z czarownic weszła jej w słowo.
– Astoria Potter. Każdy wie, kim ona jest – przyznam szczerze, że poczułam się ogromnie niezręcznie. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do swojego łóżka w celu wypuszczenia Brukselki. Udało mi się również usłyszeć imiona moich współlokatorek: Angela oraz Hermiona. Ta druga dziwnie wpatrywała się w moim kierunku. 
   Po rozpakowaniu swoich rzeczy postanowiłam udać się do pokoju wspólnego. Zeszłam po schodach i udałam się w stronę foteli. Nagle poczułam, czyjąś rękę na moim ramieniu. Pośpiesznie się odwróciłam i zdałam sobie sprawę, że stoję twarzą w twarz z Harrym. 
– Cześć... – Powiedział niepewnie, a ja nie byłam w stanie nic z siebie wykrztusić – Ty też o niczym nie wiedziałaś? – Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jesteśmy do siebie podobni, różnił nas jedynie kolor oczu i włosów. 
– Nic nie wiedziałam – tylko tyle udało mi się odpowiedzieć. Widać było, że dla niego to też nie jest łatwe. Nie wiedzieliśmy, co powiedzieć, więc po prostu wpatrywaliśmy się w siebie. Przez tyle lat byłam pewna, że jestem sama, a teraz stoi przed mną mój brat bliźniak. Po raz kolejny życie pokazało, jakie jest nieobliczalne. W końcu chłopak przerwał panującą między nami ciszę.
– Czy ty też masz? – Zapytał niepewnie i pokazał bliznę na swoim czole. W odpowiedzi odsunęłam grzywkę ukazując błyskawicę. Znalazłam się w okropnie trudnej sytuacji, jednak w pewnym momencie dotarła do mnie bardzo ważna rzecz. To mój brat, prawdopodobnie jedyna rodzina (chyba, że za chwilę dowiem się, że mam jeszcze trzy siostry, babcię i całą zgraję kuzynów), powinnam postarać się go poznać. Zawsze marzyłam o bliskich, a los chyba właśnie wysłuchał mojego błagania. 
– Co teraz zrobimy? – Zapytałam.
– Nie wiem, najlepiej będzie jak porozmawiamy z kimś, kto będzie mógł nam to wszystko wyjaśnić. Z Dumbledorem albo Hagridem.
– Hagridem? – Nie miała pojęcia, o kim mówi Harry.
– Ten olbrzym, który odprowadził nas do zamku. To on odebrał mnie od wujostwa parę dni temu i powiedział, kim jestem, więc na pewno będzie wiedział coś więcej – czy ja się przesłyszałam. Jednak okazuje się, że moja rodzina jest większa niż myślę. 
– Wujostwa? Istnieje jeszcze ktoś bliski, o kim nie mam pojęcia? – W moim głosie można było wyczuć lekkie poirytowanie.
– Od śmierci rodziców mieszkałem u siostry naszej mamy, jej męża i ich syna. Jeśli to, cię pocieszy to od lat traktowali mnie jak kogoś obcego. Nie otrzymałem od nich miłości, a wręcz jestem przekonany, że mnie nienawidzili, byłem dla nich kulą u nogi. A ty gdzie mieszkałaś?
– W sierocińcu – nie odpowiedziałam nic więcej, ostatnie, na, co miałam ochotę to opowiadanie o moim koszmarnym dzieciństwie. 
– Mam pomysł, jutro wybierzemy się do Hagrida, może wtedy dowiemy się całej prawdy – zaproponował, na co ja się zgodziłam. Z moich ust wydobyło się ziewnięcie. Cały dzisiejszy dzień sprawił, że teraz konałam z nóg. Marzyłam tylko by przykryć się ciepłą kołdrą i wyruszyć do krainy snów. Pożegnałam się z Harrym i ruszyłam w stronę mojego dormitorium. Wyjęłam z kufra piżamę i postanowiłam wziąć szybką kąpiel. Wróciwszy do pokoju zauważyłam, że Nancy siedzi przy oknie, a wyraz jej twarzy wyrażał smutek. 
– Co się dzieję? – Zapytałam. Blondynka popatrzyła się na mnie i westchnęła głęboko. Najwidoczniej spanie musiało zaczekać.
– Cały czas myślę o Kirze, przeraża mnie fakt, że trafiła do Slytherinu. Trafiają tam osoby pokroju Malfoya, myślisz, że gdzie Sam wiesz, kto zwerbował ludzi. Ślizgoni od lat mieszają ręce w czarnej magii. Martwię się o nią.
– Znasz Kirę jak nikt inny, to twoja siostra, więc powinnaś wiedzieć, że jest silna i nie da sobą tak łatwo zmanipulować. To nie inni decydują o tym, jakimi ludźmi się staniemy, lecz my sami. Od nas zależy, którą drogą pójdziemy – na moje słowa czarownica lekko się uśmiechnęła i mocno mnie przytuliła. 
– Dziękuje As – wyszeptała cicho. Nie chciałam jej zostawiać z tym samej, w końcu prawdziwych przyjaciół poznaję się w biedzie. 
– Rozmawiałam z Harrym – poinformowałam dziewczynę, kiedy ta oderwała się od mnie. Popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Pokrótce streściłam jej przebieg rozmowy z chłopakiem.
– To wszystko jest tak skomplikowane, ale może akurat jutro uda wam się czegoś dowiedzieć. Miejmy nadzieję, że Hagrid zdradzi całą tajemnicę związaną z twoim zniknięciem – zgodziłam się ze słowami blondynki. 
– Jestem jeszcze ciekawa jednego, jeżeli wcześniej udało im się mnie odnaleźć, dlaczego od razu nie zabrali mnie ze sierocińca i nie powiedzieli prawdy – dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Każdy znał historię bliźniąt, które przeżyły zaklęcie niewybaczalne i jakimś cudem pokonały najgorszego czarnoksiężnika tamtych czasów, jednak były w tym wszystkim luki, które ja zamierzałam odgadnąć. 

   Posiedziałyśmy z Nancy jeszcze chwilę, dopóki zmęczenie nie zaczęło nad nami wygrywać. Rzuciłyśmy szybkie dobranoc i wskoczyłyśmy do swoich łóżek. Otuliłam się kołdrą, a Brukselka wtuliła się w mój bok. Zamknęłam oczy, a po chwili zmorzył mnie sen.


Tak oto prezentuje się najdłuższy napisany przez mnie rozdział. Pochwalę się, że zajął on 11 stron w Wordzie! Ogólnie mam nadzieję, że wam się spodobał. Jak na razie myślę sobie, że 2-3 odwołujące się do klasy I powinny wystarczyć. Chciałabym już bardzo uczepić się właściwej fabuły, ale trzeba przebrnąć przez te pierwsze rozdziały. Jeśli rozdział wam się podobał komentujcie, oraz obserwujcie bloga aby nie przegapić kolejnych. Zapraszam również na mojego wattpada: obrienismybitch, na którym również ta historia jest publikowana.
Całuski,
As. 

piątek, 9 lutego 2018

2. Ulica pokątna


– Gdzie dokładnie idziemy? – Zapytałam.
– Na ulicę przeznaczoną jedynie dla czarodziejów, znajdziemy tam wszystkie potrzebne rzeczy. Jutro rozpoczyna się rok szkolny, musimy zakupić różdżkę, szaty oraz podręczniki – nagle zauważyłam, że uliczka, którą podążaliśmy okazała się ślepym zaułkiem.
– Jest pan pewny, że dobrze poszliśmy?
– Jak najbardziej– odpowiedział, po czym wyjął różdżkę z kieszeni i zaczął nią jeździć po kamiennej ścianie, mówiąc przy tym niezrozumiałe dla mnie słowa. W pewnym momencie mur zaczął powoli znikać, a za nim ukazała się tętniąca życiem ulica. W życiu nie widziałam czegoś bardziej zaskakującego.
– Witaj na Pokątnej, Astorio Potter –powiedział Dumbledore, na co uśmiechnęłam się szeroko, a iskry zaczęły tańczyć w moich oczach. 
– Przydałaby ci się różdżka, za rogiem znajdziesz sklep z nimi. Udaj się tam, a ja dołączę do ciebie za chwilę i pamiętaj, nie zdradzaj nikomu swojego nazwiska – profesor ruszył w przeciwnym kierunku, a ja stałam jeszcze chwilę wpatrując się w przechodniów, po czym wmieszałam się w tłum i ruszyłam do miejsca wskazanego przez staruszka. 
   Zatrzymałam się przed witryną sklepową, złapałam za klamkę i powoli weszła do środka.
–Dzień dobry –powiedziałam, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Cicho zapuściłam się w głąb sklepu, rozglądając się we wszystkie możliwe strony. Nagle usłyszałam skrzypnięcie za jedną z półek, po czym wyszedł zza niej średniego wzrostu staruszek. 
–Pierwszy raz w Hogwarcie? – Pokiwałam głową, na co mężczyzna się uśmiechnął.
–Jak się nazywasz?
–Astoria – wyjąkałam, a on postawił przed mną pudełko, w którym leżała pięknie wykonana różdżka.
– 10 cali, włos z głowy wili, kasztan, bardzo elegancka, wypróbuj – wzięłam przedmiot do ręki, nie bardzo wiedząc, co z nim zrobić. 
–Machnij! – Zrobiłam, co mówił, po czym stojący w pobliżu kwiatek uderzył w sufit.
– Definitywnie nie ta – zaczął znowu przeglądać półki, po czym wyjął dwa pudełka i podstawił przed moim nosem – spróbuj najpierw tę, wiśnia, pióro pegaza, 11 cali, lekko zagięta– wykonałam ponownie ruch, który tym razem spowodował wybuch flakonu obok.
   Następne trzy różdżki wywołały podobne szkody, co poprzednie. W mojej głowie tętniły myśli, że może jednak nie pasuje do tego świata, a Dumbledore po prostu się pomylił. 
– A, co jeśli? – Powiedział pod nosem Olivander, sięgając po kolejne pudełko.
– 12 cali, ostrokrzew, pióro feniksa, giętka – wzięłam przedmiot do ręki i leciutko nim machnęłam. Nagle światło się zapaliło, a nad mną zaczęły szybować kilka maleńkich motyli. Uśmiechnęłam się pod nosem. 
– To chyba ta – oznajmiłam  z dumą.
– Jak najbardziej, jest to różdżka o wielkiej mocy, na pewno kiedyś dokonasz nią wspaniałych rzeczy – uśmiechnął się do mnie szeroko, a po chwili oboje usłyszeliśmy dzwoneczki, informujące o wejściu kolejnego klienta do sklepu.
– Profesorze Dumbledore.
– Olivanderze– przywitawszy się, dyrektor szkoły podszedł do mnie.
– Astorio musimy iść jeszcze po szatę, weź różdżkę i poczekaj na mnie na zewnątrz – wyszłam ze sklepu, a staruszek odwrócił się do wytwórcy różdżek.
– Pióro Faweksa?– Olivander pokiwał głową, na co Dumbledore westchnął– Tak jak myślałem – powiedziawszy to, odwrócił się i opuścił sklep. 
   W sklepie z szatami panował ogromny ruch, ekspedientki biegały we wszystkie kierunki, aby dogodzić czekającym klientom. Po pewnym czasie podeszła do mnie blondwłosa, wysoka kobieta i zabrała ze sobą do przymierzalni w celu znalezienia idealnego rozmiaru. 
Wracam za chwilę powiedziała pracownica, po dokonaniu ostatnich pomiarów i zostawiła mnie samą w pomieszczeniu. 
   Ekspedientka wróciła po długiej chwili z śliczną, ręcznie szytą szatą.
– Przymierz zarzuciłam ją na siebie, po czym popatrzyłam na siebie w lustrze. Ubranie było dopasowane idealnie, leciutkie, ale zarazem ciepłe i nieprzepuszczające deszczu. Udałam się do lady, przy której czekał Dumbledore, po czym zapłaciwszy za zakupy, udaliśmy się w kierunku księgarni.
   Otworzywszy drzwi do nozdrzy wdarł mi się zapach starych książek. Kilkupiętrowe półki sięgające po sam sufit wywierały niesamowite wrażenie, nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
– Pierwszy rok –  poinformował Albus, sprzedawcę, po czym ten zniknął za ladą, by za chwilę powrócić ze stertą podręczników. 
   Kiedy wszystkie zakupy zostały zrobione, wraz, z Dumbledorem przechadzaliśmy się bez większego celu po ulicy Pokątnej. Stale podziwiałam wystawy, kiedy w pewnym momencie moją uwagę przykuło stoisko z zwierzętami domowymi. Zobaczywszy rudego kotka z czarną plamką na grzbiecie, podbiegłam i pogłaskałam główkę zwierzęcia. 
W Hogwarcie możesz posiadać jedno zwierzę, jeśli ci się podoba, możesz zabrać je ze sobą –  na moich ustach pojawił się ogromny uśmiech, po czym przytuliłam kotka do siebie
– Jak go nazwiesz? – Zapytał Albus, podając hodowcy 5 galenów. 
– Brukselka, może, chociaż ten kot zmieni moje nastawienie do tego warzywa –  odpowiedziałam, na co profesor wpadł w salwę śmiechu. – Mówię poważnie – dodałam, a staruszek westchnął kręcąc głową z uśmiechem.
Mam teraz pewną ważną sprawę do załatwienia, zostawię ci trochę pieniędzy, możesz zajrzeć do sklepów jakichkolwiek zechcesz i spotkamy się tutaj za równe dwie godziny. Tylko pamiętaj, pod żadnym pozorem nie opuszczaj granic ulicy Pokątnej, rozumiesz? Zapytał, na co ja przytaknęłam.
– Zanim jeszcze pójdę, wszystkie dzisiejsze zakupy wraz z Brukselką zostawimy w hotelu, w którym dziś spędzisz noc – dodał profesor, po czym weszliśmy do niewielkiej karczmy. Dyrektor podszedł do kelnera, który dał mu duży, lekko zardzewiały klucz.
– Pokój numer 7 – powiedział i opuścił karczmę, zostawiając mnie samą. Odnalazłszy pokój, zobaczyłam, że moja walizka leży na wielkim łóżku. Nie miałam pojęcia, jakim cudem się na nim znalazła, ale wolałam nie wgłębiać się w szczegóły. Wypuściłam Brukselkę, która od razu na nie wskoczyła i ułożyła się na ogromnej, beżowej poduszce. Wszystkie zakupy rzuciłam obok komody, pogłaskałam swojego pupila i wyszłam. 
   Przeciskałam się przez tłum, by dostać się do Esów i Floresów, księgarni, którą odwiedziłam wcześniej z Dumbledorem. Kiedy chciałam podejść do drzwi, zostałam potrącona przez niskiego wzrostu blondynkę.
– Przepraszam, nic ci się nie stało? – Zapytała przejęta dziewczyna, podając mi rękę. 
– Wszystko w porządku, nic mi nie jest.
– Naprawdę przepraszam, śpieszyłam się do księgarni, bo jeszcze nie zakupiłam podręczników, a jutro już zaczyna się rok szkolny. Nazywam się Nancy, ty też pierwszy raz w Hogwarcie? – Zapytała brunetka, kiedy otrzepywałam swoje spodnie z ziemi.
– Yhym, a tak w ogóle nazywam się Astoria –  przedstawiłam się, a Nancy potrząsnęła moją ręką.
– Miło mi cię poznać. A ty gdzie się wybierałaś zanim cię stratowałam?
– W to samo miejsce, co ty – powiedziawszy to, razem przekroczyłyśmy próg księgarni. Nancy podeszła do lady w celu zakupu podręczników, a ja natomiast zniknęłam wśród półek, szukając czegoś, co wprowadziłoby mnie chodź odrobinę w ten nadludzki świat. Wspięłam się po drabinie, aby dosięgnąć do miejsca, w którym znajdowały się opowieści historyczne. Wyszłam stopień wyżej, stanęłam na palcach, aby dotrzeć do Magicznej historii Hogwartu, jednak moje plany popsuł fakt, iż drabina się zachwiała, a ja straciłam stabilność i runęłam ku podłodze. Zamknęłam oczy, żeby nie czuć bólu związanego z uderzeniem, jednak o dziwo nie poczułam nic. 
   Powoli uniosłam powieki ku górze i zobaczyłam, że zostałam złapana przez wysokiego blondyna. 
Dziękuje – wyjąkałam, po czym wygramoliła się z ramion chłopaka i ruszyłam w stronę lady. Słyszałam jeszcze jak chłopak krzyczy do mnie z zapytaniem jak się nazywam, jednak zignorowałam to, pragnąc jak najszybciej znaleźć nowo poznaną czarownicę.
   Nancy podała kasjerowi wyznaczoną sumę, kiedy zobaczyła mnie biegnącą w jej kierunku. 
– Spadłam z drabiny – powiedziałam zdyszana  Ale tamten chłopak mnie złapał – dodałam wskazując na stojącego w rogu blondyna, a dziewczyna przyjrzała mu się dokładniej.
– Draco Malfoy, lepiej trzymać się od niego z daleka, jego rodzina współpracowała z tym, którego imienia nie wolno wymawiać – oznajmiła Nancy.
Tak też zrobię – nie chciałam zadawać się z osobą, która chodź odrobinę miała coś wspólnego z mordercą moich rodziców.
– Polubiłam cię, może usiądziesz jutro ze mną i moją siostrą bliźniaczką Kirą w pociągu? Poznamy się lepiej, będzie naprawdę super! – Zaproponowała Nancy. 
– Z chęcią.
– Muszę już iść, bo rodzice na mnie czekają, w takim razie do zobaczenia jutro – powiedziawszy to odbiegła, machając mi jeszcze ręką na pożegnanie. 
  Po powrocie do karczmy byłam bogatsza o dwie nowe książki oraz łakocie zakupione w sklepie obok. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, po czym opowiedziałam kotce o poznanej dzisiaj Nancy i o incydencie z drabiną. Około godziny 19, do drzwi zapukał Dumbledore.
– Jutro o 9 wyrusza Express, do Hogwartu, o 8:30 będę czekał na ciebie pod wejściem do karczmy. Mam nadzieję, że dobrze spędziłaś dzisiejszy dzień, a teraz życzę ci miłej nocy – powiedział staruszek i wyszedł. Zabrałam się za czytanie zakupionej dziś książki, po czym oddałam się w objęcia Morfeusza, udając się do krainy snów.

piątek, 2 lutego 2018

1. Astoria Potter


– Gdzie dokładnie idziemy? – Zapytałam.
– Na ulicę przeznaczoną jedynie dla czarodziejów, znajdziemy tam wszystkie potrzebne rzeczy. Jutro rozpoczyna się rok szkolny, musimy zakupić różdżkę, szaty oraz podręczniki – nagle zauważyłam, że uliczka, którą podążaliśmy okazała się ślepym zaułkiem.
– Jest pan pewny, że dobrze poszliśmy?
– Jak najbardziej– odpowiedział, po czym wyjął różdżkę z kieszeni i zaczął nią jeździć po kamiennej ścianie, mówiąc przy tym niezrozumiałe dla mnie słowa. W pewnym momencie mur zaczął powoli znikać, a za nim ukazała się tętniąca życiem ulica. W życiu nie widziałam czegoś bardziej zaskakującego.
– Witaj na Pokątnej, Astorio Potter –powiedział Dumbledore, na co uśmiechnęłam się szeroko, a iskry zaczęły tańczyć w moich oczach. 
– Przydałaby ci się różdżka, za rogiem znajdziesz sklep z nimi. Udaj się tam, a ja dołączę do ciebie za chwilę i pamiętaj, nie zdradzaj nikomu swojego nazwiska – profesor ruszył w przeciwnym kierunku, a ja stałam jeszcze chwilę wpatrując się w przechodniów, po czym wmieszałam się w tłum i ruszyłam do miejsca wskazanego przez staruszka. 
   Zatrzymałam się przed witryną sklepową, złapałam za klamkę i powoli weszła do środka.
–Dzień dobry –powiedziałam, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Cicho zapuściłam się w głąb sklepu, rozglądając się we wszystkie możliwe strony. Nagle usłyszałam skrzypnięcie za jedną z półek, po czym wyszedł zza niej średniego wzrostu staruszek. 
–Pierwszy raz w Hogwarcie? – Pokiwałam głową, na co mężczyzna się uśmiechnął.
–Jak się nazywasz?
–Astoria – wyjąkałam, a on postawił przed mną pudełko, w którym leżała pięknie wykonana różdżka.
– 10 cali, włos z głowy wili, kasztan, bardzo elegancka, wypróbuj – wzięłam przedmiot do ręki, nie bardzo wiedząc, co z nim zrobić. 
–Machnij! – Zrobiłam, co mówił, po czym stojący w pobliżu kwiatek uderzył w sufit.
– Definitywnie nie ta – zaczął znowu przeglądać półki, po czym wyjął dwa pudełka i podstawił przed moim nosem – spróbuj najpierw tę, wiśnia, pióro pegaza, 11 cali, lekko zagięta– wykonałam ponownie ruch, który tym razem spowodował wybuch flakonu obok.
   Następne trzy różdżki wywołały podobne szkody, co poprzednie. W mojej głowie tętniły myśli, że może jednak nie pasuje do tego świata, a Dumbledore po prostu się pomylił. 
– A, co jeśli? – Powiedział pod nosem Olivander, sięgając po kolejne pudełko.
– 12 cali, ostrokrzew, pióro feniksa, giętka – wzięłam przedmiot do ręki i leciutko nim machnęłam. Nagle światło się zapaliło, a nad mną zaczęły szybować kilka maleńkich motyli. Uśmiechnęłam się pod nosem. 
– To chyba ta – oznajmiłam  z dumą.
– Jak najbardziej, jest to różdżka o wielkiej mocy, na pewno kiedyś dokonasz nią wspaniałych rzeczy – uśmiechnął się do mnie szeroko, a po chwili oboje usłyszeliśmy dzwoneczki, informujące o wejściu kolejnego klienta do sklepu.
– Profesorze Dumbledore.
– Olivanderze– przywitawszy się, dyrektor szkoły podszedł do mnie.
– Astorio musimy iść jeszcze po szatę, weź różdżkę i poczekaj na mnie na zewnątrz – wyszłam ze sklepu, a staruszek odwrócił się do wytwórcy różdżek.
– Pióro Faweksa?– Olivander pokiwał głową, na co Dumbledore westchnął– Tak jak myślałem – powiedziawszy to, odwrócił się i opuścił sklep. 
   W sklepie z szatami panował ogromny ruch, ekspedientki biegały we wszystkie kierunki, aby dogodzić czekającym klientom. Po pewnym czasie podeszła do mnie blondwłosa, wysoka kobieta i zabrała ze sobą do przymierzalni w celu znalezienia idealnego rozmiaru. 
Wracam za chwilę powiedziała pracownica, po dokonaniu ostatnich pomiarów i zostawiła mnie samą w pomieszczeniu. 
   Ekspedientka wróciła po długiej chwili z śliczną, ręcznie szytą szatą.
– Przymierz zarzuciłam ją na siebie, po czym popatrzyłam na siebie w lustrze. Ubranie było dopasowane idealnie, leciutkie, ale zarazem ciepłe i nieprzepuszczające deszczu. Udałam się do lady, przy której czekał Dumbledore, po czym zapłaciwszy za zakupy, udaliśmy się w kierunku księgarni.
   Otworzywszy drzwi do nozdrzy wdarł mi się zapach starych książek. Kilkupiętrowe półki sięgające po sam sufit wywierały niesamowite wrażenie, nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
– Pierwszy rok –  poinformował Albus, sprzedawcę, po czym ten zniknął za ladą, by za chwilę powrócić ze stertą podręczników. 
   Kiedy wszystkie zakupy zostały zrobione, wraz, z Dumbledorem przechadzaliśmy się bez większego celu po ulicy Pokątnej. Stale podziwiałam wystawy, kiedy w pewnym momencie moją uwagę przykuło stoisko z zwierzętami domowymi. Zobaczywszy rudego kotka z czarną plamką na grzbiecie, podbiegłam i pogłaskałam główkę zwierzęcia. 
W Hogwarcie możesz posiadać jedno zwierzę, jeśli ci się podoba, możesz zabrać je ze sobą –  na moich ustach pojawił się ogromny uśmiech, po czym przytuliłam kotka do siebie
– Jak go nazwiesz? – Zapytał Albus, podając hodowcy 5 galenów. 
– Brukselka, może, chociaż ten kot zmieni moje nastawienie do tego warzywa –  odpowiedziałam, na co profesor wpadł w salwę śmiechu. – Mówię poważnie – dodałam, a staruszek westchnął kręcąc głową z uśmiechem.
Mam teraz pewną ważną sprawę do załatwienia, zostawię ci trochę pieniędzy, możesz zajrzeć do sklepów jakichkolwiek zechcesz i spotkamy się tutaj za równe dwie godziny. Tylko pamiętaj, pod żadnym pozorem nie opuszczaj granic ulicy Pokątnej, rozumiesz? Zapytał, na co ja przytaknęłam.
– Zanim jeszcze pójdę, wszystkie dzisiejsze zakupy wraz z Brukselką zostawimy w hotelu, w którym dziś spędzisz noc – dodał profesor, po czym weszliśmy do niewielkiej karczmy. Dyrektor podszedł do kelnera, który dał mu duży, lekko zardzewiały klucz.
– Pokój numer 7 – powiedział i opuścił karczmę, zostawiając mnie samą. Odnalazłszy pokój, zobaczyłam, że moja walizka leży na wielkim łóżku. Nie miałam pojęcia, jakim cudem się na nim znalazła, ale wolałam nie wgłębiać się w szczegóły. Wypuściłam Brukselkę, która od razu na nie wskoczyła i ułożyła się na ogromnej, beżowej poduszce. Wszystkie zakupy rzuciłam obok komody, pogłaskałam swojego pupila i wyszłam. 
   Przeciskałam się przez tłum, by dostać się do Esów i Floresów, księgarni, którą odwiedziłam wcześniej z Dumbledorem. Kiedy chciałam podejść do drzwi, zostałam potrącona przez niskiego wzrostu blondynkę.
– Przepraszam, nic ci się nie stało? – Zapytała przejęta dziewczyna, podając mi rękę. 
– Wszystko w porządku, nic mi nie jest.
– Naprawdę przepraszam, śpieszyłam się do księgarni, bo jeszcze nie zakupiłam podręczników, a jutro już zaczyna się rok szkolny. Nazywam się Nancy, ty też pierwszy raz w Hogwarcie? – Zapytała brunetka, kiedy otrzepywałam swoje spodnie z ziemi.
– Yhym, a tak w ogóle nazywam się Astoria –  przedstawiłam się, a Nancy potrząsnęła moją ręką.
– Miło mi cię poznać. A ty gdzie się wybierałaś zanim cię stratowałam?
– W to samo miejsce, co ty – powiedziawszy to, razem przekroczyłyśmy próg księgarni. Nancy podeszła do lady w celu zakupu podręczników, a ja natomiast zniknęłam wśród półek, szukając czegoś, co wprowadziłoby mnie chodź odrobinę w ten nadludzki świat. Wspięłam się po drabinie, aby dosięgnąć do miejsca, w którym znajdowały się opowieści historyczne. Wyszłam stopień wyżej, stanęłam na palcach, aby dotrzeć do Magicznej historii Hogwartu, jednak moje plany popsuł fakt, iż drabina się zachwiała, a ja straciłam stabilność i runęłam ku podłodze. Zamknęłam oczy, żeby nie czuć bólu związanego z uderzeniem, jednak o dziwo nie poczułam nic. 
   Powoli uniosłam powieki ku górze i zobaczyłam, że zostałam złapana przez wysokiego blondyna. 
Dziękuje – wyjąkałam, po czym wygramoliła się z ramion chłopaka i ruszyłam w stronę lady. Słyszałam jeszcze jak chłopak krzyczy do mnie z zapytaniem jak się nazywam, jednak zignorowałam to, pragnąc jak najszybciej znaleźć nowo poznaną czarownicę.
   Nancy podała kasjerowi wyznaczoną sumę, kiedy zobaczyła mnie biegnącą w jej kierunku. 
– Spadłam z drabiny – powiedziałam zdyszana  Ale tamten chłopak mnie złapał – dodałam wskazując na stojącego w rogu blondyna, a dziewczyna przyjrzała mu się dokładniej.
– Draco Malfoy, lepiej trzymać się od niego z daleka, jego rodzina współpracowała z tym, którego imienia nie wolno wymawiać – oznajmiła Nancy.
Tak też zrobię – nie chciałam zadawać się z osobą, która chodź odrobinę miała coś wspólnego z mordercą moich rodziców.
– Polubiłam cię, może usiądziesz jutro ze mną i moją siostrą bliźniaczką Kirą w pociągu? Poznamy się lepiej, będzie naprawdę super! – Zaproponowała Nancy. 
– Z chęcią.
– Muszę już iść, bo rodzice na mnie czekają, w takim razie do zobaczenia jutro – powiedziawszy to odbiegła, machając mi jeszcze ręką na pożegnanie. 
  Po powrocie do karczmy byłam bogatsza o dwie nowe książki oraz łakocie zakupione w sklepie obok. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, po czym opowiedziałam kotce o poznanej dzisiaj Nancy i o incydencie z drabiną. Około godziny 19, do drzwi zapukał Dumbledore.
– Jutro o 9 wyrusza Express, do Hogwartu, o 8:30 będę czekał na ciebie pod wejściem do karczmy. Mam nadzieję, że dobrze spędziłaś dzisiejszy dzień, a teraz życzę ci miłej nocy – powiedział staruszek i wyszedł. Zabrałam się za czytanie zakupionej dziś książki, po czym oddałam się w objęcia Morfeusza, udając się do krainy snów.

sobota, 11 lutego 2017

Prolog

     Siedziałam samotnie na tyłach sierocińca, wpatrując się w niebo. Często tu przesiadywałam i rozmyślałam o rodzicach. Od ich śmierci minęło 10 lat, a mi nawet nie było dane poznać ich imion, nie znałam nawet własnego nazwiska. Przyciągnęłam kolana do siebie, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Moim największym marzeniem było posiadanie przy sobie ludzi, którzy darzyliby mnie bezgraniczną miłością i byliby w stanie poświęcić za mnie wszystko, nawet własne życie. Wiedziałam jednak, że to nie możliwe. Byłam świadoma, że nigdy nie będzie dane zaznać mi matczynej miłości i troski ojca. 
  Inne dzieciaki mieszkające w placówce dokuczały mi od czasów przedszkolnych. Na każdym kroku stroiły sobie ze mnie żarty, a nawet nieraz uciekały się do przemocy. Już dawno pogodziłam się ze swoim losem, że nigdy nie zaznam tego, czego pragnęłam najbardziej. 
   Dochodziła godzina 16, kiedy usłyszałam za sobą głos opiekunki.
– Mogłabym cię na chwilę prosić ze sobą? – Zapytała, na co ja przytaknęłam i ruszyłam za kobietą. Zatrzymałyśmy się obok gabinetu dyrektora.
– Wejdź do środka – powiedziała. Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg pomieszczenia. W środku zobaczyłam panią Collins popijającą herbatkę z mężczyzną, który wyglądał, na co najmniej 90 lat. 
– Dzień dobry – powiedziałam, a dwoje dorosłych ludzi popatrzyło się w moim kierunku. 
– Witaj, Astorio. Proszę, usiądź koło nas, chciałabym ci kogoś przedstawić - usiadłam na fotelu znajdującym się nieopodal biurka pani Collins.
– Oto pan Albusa Dumbledore. Jest on dyrektorem jednej z najlepszych szkockich szkół. Pan Albus bardzo chciałby zaadoptować dziecko, żeby wychować je na przyszłego dziedzica jego majątku i na twoje szczęście, wybór padł na ciebie. – Popatrzyłam na dyrektorkę, a następnie na starszego pana. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
– Na...Na..Na mnie? – Zapytałam zdziwiona, a Albus przytaknął.
– Idź z panią Harris, ona pomoże ci się spakować, a my zajmiemy się sprawami papierkowymi – byłam w ogromnym szoku. Może jednak mój los się odmieni i jednak nie jestem skazana na porażkę. Dostałam od życie szansę i nie zamierzałam jej zmarnować.
   Po spakowaniu całego swojego dobytku, zeszłam na dół i czekałam, aż pan Albus Dumbledore wyjdzie z gabinetu dyrektorki. Stałam już 20 minut, a przez myśl przeszło mi, że miły, starszy pan mógł się rozmyślić w sprawie adopcji. Jednak po chwili zobaczyłam jak drzwi się otwierają, a Albus i pani Collins podają sobie dłonie.
– Wszystkiego dobrego w nowej rodzinie, Astorio! – Wychowawczyni przytuliła mnie na pożegnanie, a na mojej twarzy pierwszy raz od dłuższego czasu pojawił się uśmiech. Staruszek wziął moją torbę, po czym wyszliśmy  z budynku na ruchliwą ulice. Po raz ostatni  popatrzyłam się na sierociniec i w tym momencie zakończyła się najgorsza przygoda mojego życia.